Oj, kochane. Porzuciłam Was niechcąco jakoś..
Nie, Karmelek nadal jest u nas. Fajny chłop z niego, taki zwarty, "skondensowany"

, same mięśnie, lśniące, szorstkie krótkie futerko. Te szramy, z którymi do nas dotarł już mu zniknęły, ale już ma dwie nowe na nosie. Nasz zawadiaka

Krwi nie ma, nie bójcie się. Karmel nie lubi się zdecydowanie z Gospodarzem Domu, Miszką (też bezjajeczny facet). Gania jeden za drugim, drugi za pierwszym i Misza pokazuje, że w jego rodzie musiał być lis, albo co najmniej wiewiórka

Karmelek nie robi sobie z tego nic, to spoko facet: futra nie unosi, dinozaura z siebie nigdy nie robi, nie warczy, nie boi się, nie syczy, tylko goni jak szalony, zaczepia do zabawy koty łapami, a na Miszę wystarczy, że dłuuuuuuuuuuuuugo patrzy. Awantura gotowa. Karmiś wskakuje na ramię mojemu sikającemu (na stojaka) synowi

, przychodzi na mizianki do łóżka już w standardzie, ale śpi obok. Lubi się międlić, ale jakimś rodzajem traumy jest dla niego trzymanie na rękach. Posiedzi przez moment i zaczyna stękać. Nie miauczy, wydaje z siebie odgłosy niezadowolenia, ale ciężko je nazwać; jakby miał chrypę. U syna lubi pobyć dłużej na rękach, u mnie nie za bardzo... Inna opcja czy co?

Układy z innymi kotami są już dobre. Może dlatego, że dłuuuuuuugo patrzy tylko na Miszkę. Z innymi się gania, międli, liże.. Szczególnie lubi się "bić" z rudym Gofrem. Obaj są już podobni
Karmelek dwukrotnie otarł się o domek.
Raz niestety nie "sprzedał" się, bo ludziska chcieli kotka czarnego i miziastego, a on spełniał tylko jeden warunek i to nie ten najważniejszy

Jako jedyny z naszego stada nie interesował się w ogóle potencjalnymi adoptującymi, świnia nie kot. Tym większa świnia, że następnego ranka wlazł do mnie do łóżka na mizianki. Chyba po raz pierwszy..
Drugi raz kiedy to otarcie o dom nastąpiło, wrócił z adopcji bez swojej winy..
Zrobię mu foty, żebyście miały kogo podziwiać. No bo niestety, kiedyś będziemy musieli się pożegnać
