Dziś przeżyłam zawał serca, kiedy zadzwoniła spanikowana ciotka, że Groszka nigdzie nie ma w domu... padło podejrzenie (jak się okazało, słuszne), że wyszedł na dwór przez drzwi, zostawione lekkomyślnie otwarte przez dorosłego syna ciotki, który był przez chwilę z wizytą pod nieobecność domowników (ciotki i jej 14-letniej córki). Na szczęście Groszek się znalazł, siedział w ogrodzie, nie uciekł daleko... ufff, kamień spadł mi z serca, zresztą rozhisteryzowanej ciotce też.
A synowi-winowajcy nieźle się oberwało

.
Ale cała ta straszna historia ma ten plus, że upewniłam się, że ciotce naprawdę zależy na Groszku, a także dowiedziałam się, że relacje Mamba - Groszek są już całkiem poprawne (i idą nadal w jak najlepszym kierunku, obecnie zwierzaki już sobie wąchają noski

).