No to miło, że mamy kibiców, motywacja będzie większa.
Co do odrobaczania, wetka zadecydowała, że trzeba poczekać aż się kupa ustablizuje, bo to co zrobił w samochodzie to praktycznie sam płyn. Sądzę, że to wszytko ze stresu, ale dyskutować z lekarzem nie będę, faszerować lekami na własną rękę też nie. Cała reszta oględzin wypadła pomyślnie, świerzbu i grzyba nie stwierdzono, temperatura w normie, zęby, dziąsła też OK. Byłam w lecznicy na Tarchominie (na Śreniawitów), tylko nie spytałam wetki o nazwisko - średniego wzrostu, młoda z ciemnymi włosami i pieprzykiem - wydawała się przejęta (w sensie - fajna). Dostałam krople do oczy (bo podpuchnięte -tzn Narcyza oczy, nie moje) i polecenie obserwowania nosa (obserwuję, nic nie leci, mały nie kicha). Jak już chyba pisałam - waga 1,2-1,3 kg. Zgodnie z zaleceniem wetki dostał tylko suche i przegotowaną wodę (nie polubi mnie za to...). Dodatkowo wczoraj zrobiliśmy oprysk przeciwpchelny (choć żywych pcheł na nim nie widziałam) a rano dostał krople w oczy (zakraplany był na 4 ręce... dwie z nich są podrapane)
Aktualnie rezyduje w łazience, bo w mieszkaniu miałam wczoraj malowanie pokoi, w tym jego docelowego (choć wątpliwe jest, czy on się da ograniczyć do jednego pomieszczenia...) Bawi sie myszką jak szalony, dodatkowo okazało się, że stopy męża są nad wyraz ponętne

i należy je upolować. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że pomimo, że M. próbuje być głosem rozsądku i opanowania, robił za zwierzynę długo i z zadowoleniem. Postrzelałam trochę fotek (teraz już rozumiem o co chodzi, z tym, że ciężko kota sfotografować, mam same tyły i końcówkę ogona

). Jednak zdjęcia w aparacie to tylko połowa sukcesu, bo nie możemy znaleźć kabelka, żeby je przerzucić na kompa... To zadanie na dziś wieczór. Foty będą na pewno, tym bardziej, że będą służyły jako materiał porównawczy - Narcyz wygląda na nich jak nieszczęscie, bo jeszcze ma sklejone futro po moich kąpielach.
Nastawiałam się, że noc może być ciężka, że będzie miauczał albo coś... Gdzie tam... Cisza spokój, koło trzeciej w nocy obudziło mnie szuranie żwirku w kuwecie, potem brzęk miski z jedzeniem i spokój aż do rana. A rano zastałam go znów z myszką w objęciach. Obchodzi całą łazienkę, paraduje po wannie, wiesza i buja się na moim szlafroku, udeptuje wagę (waga jednak na ten mały kilogram wcale nie reaguje).
Teraz pytanie - siłą rzeczy nie wiem jaką kupę zrobił w nocy, rano były to małe zbrylone garnulki - jedna dość spora i masa malutkich (sorki za naturalizm, ale muszę się dowiedzieć). Czy oznacza to, że kupa była w porządku, czy rzadka? (żwirek nazywa się San-coś tam - w takim małym błękitnym opakowaniu, z puchatym kotem...)
Chyba będzie dobrze...

Dorota dzięki za tą karmę (to właśnie ma w miseczce, wcina po trochu) i żwirek - nawet nie za bardzo zauważyłam, taka byłam przejęta, i nie podziękowałam od razu. Razem z jedzeniem, które ja mu kupiłam - powinno wystarczyć do ukończenia pierwszego roku życia
