» Pon wrz 19, 2005 10:59
Ja jeszcze Ciągle nie moge przeżyć tego co się stało. Czuję się z tym bardzo źle, bo salma i annskr oddały je pod moją opiekę, a one tego czasu nie przseżyły. Mam wyrzuty sumienia, choć wiem, że w sumie mojej winy w tym nie ma, ale mimo wszystko jest mi cholernie przykro. Nie pieszę tego po to, zeby mnie tu publicznie rozgrzeszać czy oskarżać, nie po to. Chodzi mi o to, zeby wszyscy spróbowali może wstrzymywac się z wyadoptowywaniem kociąt jeszcze nie zaszczepionych. To oczywiste, że ludziom najbardziej podobają się puchate śliczne 7 tygodniowe kuleczki, a zakoceni mają w domu mało miejsca. Ale może spróbujmy z ludźmi rozmawiać, przekoujmy już może nawet nie argumentami, że biorąc zaszczepionego kota nie ryzykujemy jego ewentualnej straty wtedy kiedy się do niego już przywiązemy a on pochoruje się nawet nie z naszej winy. Może bardziej trafi argument, że biorąc kociaka podrostka wiemy jaki bedzie miał chociaż trochę charakter. Ze wiadomo czy to nakolankowy mruczący przytulak, czy szalejący na swoich dróżkach indywidualista. Nie wiem już sama. Bardzo bym chciała, zeby osoby które z panleukopenią miały kontakt wstrzymały się z pomaganiem na dłuższy okres.
Dezynfekcja, jeśli w ogóle możliwa to powinna byc przeprowadzona na maxa. Wirusa panleukopenii zabija na pewno perhydrol (30% woda utleniona). Znalazłam jeszcze jakieś dwie inne substancje ale mam je w pracy na kartce, wieć mogę podać wieczorem.
Już dwa razy padło pytanie o małe gratisy, czy są zdrowe i że podobno są odizolowane. Nie jest tak. Oba kociaki nie żyją i najprawdopodonbiej to ja na nie przeniosłam chorobę, bo jak jeździłam do Ziutka i Heniutka do szpitala, to potem jak wchodziłąm na góre do lecznicy i sprzątałam oseskom i je karmiłam. Kiedy Ziutek umarł nie dotykałam już maluchów i nie robiłam tego w trakcie choroby Heniutka, ale myślę, ze zaraziłam je wcześniej kiedy chłopaki nie miały jeszcze objawów chorobowych. Maluchy padły nagle, dzień po dniu, bez wyraźnych objawów chorobowych. Kazde z nich odeszlo w ciągu 15 minut, nagle. Nie wiem skąd te informacje o odizolowaniu i myślę, że jesli ktoś chce coś wiedziec to powinien pytac osoby, która jest najbardziej za koty odpowiedzialna, bo zawsze jest taka jedna osoba w lecznicy jeśli mamy jakieś bezdomne zwierzęta. NAjczęsciej byłam to ja. Więc najpierw pytajcie a potem piszcie na forum, zeby nie było tak jak z kotką syberyjską Katją, o której ktoś tu kiedyś napisał, że została oddana z naszej lecznicy bo lekarze się jej bali. To nieprawda, ale to nie wątek na to.
Wybaczcie ton mojej wypowiedzi ale jestem naprawdę rozgoryczona strata chłopców i maluchów, ale cholera mnie bierze jak tylko o tym myślę.