MalgWroclaw pisze:Asiu, pisałam przecież, nie odpisałaś
Wiem Małgosiu. Przepraszam. Ale wczorajsze popołudnie umknęło mi między palcami. W pracy nie mogłam za dużo pisać ,potem byliśmyz aałtwić kilka spraw i późno do domu wróciłam (zaliczając weta po leki i receptę), potem było karmienei dzieciów a jest co przy 8-semce robić. Nasze pozostałę też należało wygłaskać i ukochać. Majkę linco potraktować. Wreszcie Janusz do pracy jechał. Myślałam ,że odetchnę, kompa włączę przed kolejnym karmieniem. Zaszłąm jeszcze zerknac do rodzinki i Mamunia sie mi nie podobała .Okazło się ,że ma 40 stopni i odlot. Do weta za późno. Koleżanka tylko po zastrzyki dla niej pojechała migusiem. Nie mogłam zbić jej gorączki. Dwie tolfy a ona ciągle 39,8. Wpadła w jakąś dychawkę. Mokre reczniki, przecieranie, wiatrak, pojenie chłodnymi płynami. Kolejna Tolfa o 24 i kroplówka .Potem znów zakrapianie, karmienie... Poszłam spać po 1-ej w nocy a po 3 byłam już na nogach. Ze strachem weszłam do pokoju kociąt. Żyją wszystkie ale najmniejszy burasek mi się nie podoba. Karmienie, kropienie, masowanie brzuszków. Maunia zjadła i zaliczyła kuwetę.
Boje się o nie wszystkie bardzo.
Janusz jak przyjechał z pracy rankiem to tylko zastrzyki porobiliśmy .I aptekę zaliczyliśmy po strzykawki i krople. Janusz dziś podjedzie z całą 4-ką. Tzn z mamą i burasimi.
Ja zdycham.
Byłam na karmieniu dzikunów .Zaszłam na miejsce bytowania burasiów. Jedzenie zjedzone.Woda wypita. Dosypałam chrup lepszych i wyłożyłam puszkę. Wrzuciłam pod stertę dech posłanko stare, uprane by ew coś tam leżało fajniejszego gdyby jakiś się kocik ostał. Gadałam do mamuni ,jeśli mnie słyszałą, jak jej dzieci są chore. Prosiłam by zrozumiała dlazcego je zabrałam. Z takimi oczkami szans nie miały. Szczególnie ten najmniejszy. Taki kosteczek o główce obciągniętej skórą. Oczka skeljają się mu. Mam andzieję że słyszałą i zrozumiała.
Nie wiem czy kocia była nie dożywiona czy słaba. Koty są bardzo głodne. Jak na dzikuski szybko załapały,że nasze przyjście to żarełko. Zagadują nas, lubią się tulić do nas.Malusi wręcz domagał się utulenia raniutko jak zaszłam. Strach w ręce brać taką garstke futerka. Waży 220g.
Strasznie się o nie boimy. I o Mamę. Każdy sen głębszy dzieci wzbudza we mnie trwogę.
Z maluszków jeden buraś chłepcze rozpecane tacki. Z czarnuszków też jeden sie pcha. Drugi wiekszy buraś je ale z palca. Razem z palcem pożera przysmaki.
Boję się czy im za dużo nie dopakowaliśmy ale one aż płaczą i trzęsą się jak im spod pysia zabiera się jedzenie.Chyba pierwszy raz od wielu dni nie są głodne.
Atrakcją krótko-nocną była Maja co sobie przypomła ,że jest kotką matkokarmiącą. Wywalona na mnie wołała "swoje" dzieci do wyłożonych cyców. Tak upierdliwej kotki rujkowej nie mieliśmy.
Dzięki za kciuki i zaglądanie.
W nocy dostałam sms-a o o bezdomnych małych kotach ale już biegajacych. Jesteśmy zapakowani na maksa. Gdybym na nie sama wlazła to.... A tak napisałam dobre rady co mają zrobić.