anna57 pisze:Bardzo smutny wątek..
Aga, nie rozumiem tego, co zrobiłaś

Nie zrobiłaś jej nawet badań, nie wiesz, czy nie jest chora....
rozumiem, że KAŻDA z Was robi KAŻDEMU tymczasowi kompleksowe badania na swój koszt. Nie sądzę, ale mogę się mylić.
biamila pisze:Może podaj namiary tych wetów aby mieć wiedzę gdzie nie iść z naszymi kotami, bo obawiam się, że żaden z moich kotów nie zostałby u mnie w domu tylko zwróciłabym im wolność. Znaczy wyglądają super ale ich zachowanie zostawia dużo do życzenia.
ponieważ spodziewam się reakcji wielu osób, zachowam dane dla siebie.
Myślę, że cię przerosło po prostu, że miałaś dobre chęci (przecież tylu kotom pomogłaś, wiem bo ostatnio nawet razem finansowałyśmy sterylizację i kastrację). Zwątpiłaś w jej szansę, podłapałaś podpowiedz wetów, że kotka wolna bo brudna i wypuściłaś. Dbaj o nią, może ona potrzebuje budki, obserwuj jak się czuje itd. tyle możesz dla niej zrobić. Ona ci ufa, wie, że uratowałaś jej życie.
jakby była brudna, powiedzieliby, żeby ją wykąpać, a nie wypuszczać. Przede wszystkim chodziło o zachowanie. Coraz gorsze i coraz bardziej krzyczące: CHCĘ WYYYYYYJŚĆ!
Liwia_ pisze:XAgaX pisze: Nie widzę sensu robienia stosu drogich, męczących badań, które niektórzy sugerowali.
Bo mogłoby się okazać, że zdecydowanie nie mogłaby wracać na ulicę? Czy miała przynajmniej zrobione testy?
Nie wiem, co się działo w lecznicy, nie wnioskowałam o żadne testy poza FIPem, który był podejrzewany. Okazało się, że to był "stan przedropomaciczowy".
Zgadzam się z Mimblą całkowicie - mogę zrozumieć, że nie miałaś jak jej tymczasować (choć ciekawostką jest, że alergia w domu nie obejmuje persów)
Proste- inne alergeny, mama do persich alergenów jest przyzwyczajona, przy Marion coraz bardziej się dusiła. Zresztą persy też chce mi oddać, jak będzie dokąd.
ale argumenty, jakich używasz ("dziki" kot, demolka) są zwyczajnie żenujące.
Szalenie przygnębiający wątek. Jeżeli długoletnie forumowiczki działają w ten sposób - ręce mi opadają.
OK, wyciągnę wnioski, jak zdarzy mi się pomóc w ten sposób kolejnemu kotu potrzebującemu głównie kastracji, zachowam to dla siebie i zachęcam do tego innych. Pomocy nikt nie oferował, przynajmniej przez pierwsze 2-3 tygodnie, tylko rozkazy i pretensje.
Koleżanka ma 17 (słownie: siedemnaście) kotów zgarniętych z różnych dziwnych miejsc. Żaden się tak nie zachowuje w kwestii niszczenia mieszkania.
I jeszcze raz - zdaniem 2 weterynarzy nie jest to kot domowy. Koleżanka wspomniana wyżej podobne koty wypuszcza po leczeniu i sterylce. Uważam, że podjęłam najlepszą dla kotki decyzję- jakbym jej się chciała zwyczajnie pozbyć, nie ładowałabym kupy kasy i energii w całą akcję i nie brałabym jej z tej klatki. Tak trudno to zrozumieć?