Mru jest bardzo słabiutka. Dziś znów nie chciała jeść, karmiłam ją na siłę. Dostaje bolesne zastrzyki z antybiotykiem.
Bardzo mi jej szkoda. Chciałabym, żeby to cierpienie już się skończyło, żeby już była zdrowa i radosna.
Jestem cały czas przy niej, ale ona nie bardzo mi już ufa... kojarzę jej się z bólem
Trzymajcie kciuki, żeby maleństwo szybko doszło do siebie... należy jej się. To naprawdę cudowna i bardzo dzielna istotka.
EDIT: Maleńka rano dostała szwedzki stół

spośród cosmy glory, animondy carny i convalescenca wybrała animondę

skubneła troszkę i teraz leży i mruczy... jak to Mru
