Napisałam długaśne, długaśne wypociny i wsio mi wcięło.
Wczoraj Suri była wieczorkiem u weta. Podjechałam i ja między pracami by podzielić się swoimi obawami. Według mnie jest za spokojna i zbyt polegująca. Nie było p.Asi-zajęta była operacją czyli krojeniem czegoś tam co miało guza większego od Suri. Osłuchwo było ok, temperatura 37,8 co już mnie o mdłości przyprawiło ale ponoć nie miałam co się martwić. Nic nie zmieniono. Małą przytyła. Zakupiłam jeszcze za resztkę Convę jedną . Ja do pracy TZ do domu. Potem ja wróciłam nocką z pracy a TZ pojechał do pracy na noc. Misz masz nasz

.
Nocka samotna mijała prawie spokojnie. Prawie, bo Chip umizgami nocnymi grzeszy. Polegując na mnie co jakiś czas budzi sie i uaktywnia. Zaczyna ugniatać łpinkami, ciumciać i rozdawać całuski. Mam w centralnym miejscu na szyi malinkę wyciumcianą pazurkami i usteczkami Chipowymi. Nawet zwrócono na nią uwagę na spotkaniu pracowym porozumiewawczo mrugając gałami

Gdyby znali rzeczywistość

to by im chichot w zarodku stłumiło
Nie ma spokoju. O 3 rano obudził mnie rzyg Rudolfa. Potężny rzyg. Podniosłam Dankę. Przeciwymiotne+resztka kroplówki poszła. Zapomniałam dokupić wczoraj

flachy. Rudolf obrażony zadekował się na najwyższej szafie. Danka do wyra wróciła a ja...widząc oczki kocie konające z głodu poszłam szykować żarcie stadu. Ich żołądki mają jeszcze czas letni. Surinka też się stawiła. Jest na etapie jedzenia TYLKO Convy. Tylko strzykawką.
Potem były dziki. Cieżko mi się dziś szło. I strach miałam jakiś większy z obawą gapiąc się na puste oczodoły wybitych okien i z obawą włażąc w ciemność baraku. Potem jeszcze zaliczyłam kotłownię . I biegusiem spitoliłam . Płot był dziś wyższy a droga dłuższa.
Wróciłam. Poogarniałam jeszcze chatę z płynów wszelakich i pomyślałam, że nerwy i obawy uspokoję deczko, siedząc sobie spokojnie w foteliku z kawusią w łapce. Ostatnio ciągle nachodzą mnie obawy czy poradzimy sobie. Jakoś wsio nam umyka, przecieka...Ciągle brak wszystkiego. O czasie nie wspomnę.
Nic z dumania nie wyszło. Do pokoju wpadłam słysząc syczenie i pocharkiwanie. Zasiałam popłoch w stadzie co spierniczyło w różne dziury. Byleby z dala od mych łapek i ócz.
To Suri. Mała Suri nie mogła oddechu złapać. Gorąca jak cholera leżała na boczku i ... Termometr pokazał 40,9...Za drugim razem 40,6 ale już nie czekałam ile nabije. Znów Dankę podniosłam. Tolfa. Kroplówki już nie ma , Rudolf to potężny kot co dużo wypić może.
Danka została na jej straży a ja poszłam szykować się do pracy. Jakoś zegarek przyspieszył. Zadzwoniłam do TZ by wracającego z nocki by poczekał na mnie i pdrzucił pod próg pracowy. Czas się skurczył. Sece się skurczyło.
Zaraz do weta z Suri jadą. Choć uspokoiło się i nawet zjadła strzykawę. Sen złoty TZ zaś rozwiał się. Jest deczko zły. A jeszcze dziś jedziemy z Tami do okulisty. Znaczy się ja jako ozdoba i posiadaczka karty jadę to TZ odwala robotę. Ale TZ zmęczony, nie jest ścieszony z dzisiejszego planu. Zpomniałam o Tamuni wizycie.

Sama byłam zdziwiona, że już trzeba jechać. Jej oczki szwankują znowu. Co nie przeszkadza jej siać
popłocha na naszych blatach. Naumiała się wskakiwać na nie i nie waha się z tego skorzystać.

Kilka naczyń przypłaciło kruchym życiem jej odwagę.
Dziewczyny ośmielę się ponownie prosić Was o pomoc. Może ktoś ma Conwę mleczną na zbyciu to chętnie ją zaadoptuję dla Suri. Jeśli ktoś może wspomóc Taminkę w okulistycznych opłatach ,będę wdzięczna wielce. Wyjazd z nią to dla nas spory koszt.
Proszę o potrzymanie kciukasów za Surinke i reszte zdechlaków.W tym nas.
