Znam tego człowieka, nie złapałam go za rękę,
ale wszyscy wiemy, że to on…
Nic nie wiedziałam…a Smyk umierał w męczarniach....
*********************************************Wypełniając zobowiązanie dodam,
że
Ivi czuje się mimo opatrunku….
chyba świetnie.
W ogóle jej nie przeszkadza i dziś, tak jak kiedyś szalała z Safi.
No taka demolkę robiły, że Safi nawet zdradziła Sarę
i wolała się wściekać z siostrzyczką.
Efekt:
- wywalona prawie cała ziemia z wielkiej draceny
i porozwalana po całym pokoju
- potargane w kawałki moje notatki do szkoły
- wywalony worek z piaskiem dla kotów i....
skorzystanie z niego na miejscu.
- przewrócony na dywan dzbanek z herbatą i mokre panele –
tak się bawią kociaki.
Tasza nadal wygląda masakrycznie, ale wierzę,
że potrzebuje po prostu dożo czasu i miłości.
Znalazła sobie nowe ulubione miejsce –
w przedpokoju na podłodze przy kaloryferze i ciągle chce tam leżeć,
a gdy robi się jej za gorąco,
przychodzi spać do maluchów.
Byłam też dziś z
Miśką u weta.
Nie jest tak źle jak myślałam.
Ma robaczycę i świerzbowca, ale wszystko będzie Oki.
************************************************Nie mogę przestać myśleć o Smyczku,
o nieopisanym cierpieniu, jakie musiało towarzyszyć
jego ostatnim chwilą.
Taka już jestem, że przy jakiejś chorobie zwierzaka,
czy śmierci, zawsze, mimo, że nie chce, mój mózg automatycznie
wizualizuje cierpienie danego zwierzaka
i nie chce wyłączyć tej funkcji
i wciąż i wciąż przeżywam to na nowo,
cały jego ból – to okropna cecha i bardzo chciałabym jej nie mieć,
bo wypala mnie od środka.

, ale nie umiem inaczej...