Cholerka, wiadro muszę kupić
Wczorajszy dzionek dał nam popalić. Wizyty u specjalistów wymagają specjalnej kondycji. O tyle dobrze, że będąc już znanymi w okolicznych parkingach, zawsze nam miejsce znajdą. To tyle plusów.
Nie odmiennie przeraża mnie ilość osób w każdym wieku z wszelakimi "defektami" stłoczonych na małej przestrzeni.
Można zwątpić . Druga odsłona jest przy pokoju zapisów na przyszłe wizyty. Apogeum nerwów dopiero tam widać. Tłum zmęczonych ludzi liczy, że to tylko formalność będzie. I włazi w czarną sitwę gotującą się z nerwów. Podjęte próby wepchnięcia się bez kolejki tylko grzeją atmosferę. Ale i wprowadzają urozmaicenie w tym smutnym oczekiwaniu. Wywołują uśmiech lub złość.
Jest jak w pociągu. Każdy zabija czas opowiadając o swym nieszczęściu. Lub słuchając opowieści o cudzym nieszczęściu. Są barwiciele. Ich choroby są jedyne na świecie. Są to cierpiący więcej niż inni. Są... Każdy z nich chce być wysłuchany i ważny. Chcą wyróżniać się w tlumie takich samych nieszczęśników .
Smutne to wszystko.