napisałam prawie wszystko i mi posta zjadło
więc tak - Ania dokonała cudów med-technologicznych i zrobiła wszystko przez dziurki od noska. Z Muchomorka wyciągnęła straszną ilość wydzieliny, która była tak gęsta, że nawet nie to, że się nie przelewała, ale normalnie utrzymywała kształt takich 3-4 cm "ślimaków". W wydzielinie znajdują się fragmenty poskręcanych, całkiem zmartwiałych tkanek, być może między innymi także ta "narośl", co była widoczna na CT. Niestety, żeby w ogóle ruszyć tę masę, trzeba było trochę poharatać kość sitową, która dla takiego zbitego tworu stanowiła przeszkodę nie do przejścia. Potem Ania płukała Muchomorka przez półtorej godziny, lejąc w kota roztwory wszystkiego, co w ręce jej wpadło, a gile leciały i leciały...
Odebrałam małego wybudzonego, ale taki był trochę kołowatej babci wnuczek, więc na noc zamknęłam go w dużym transporterze. Obudził się całkiem dopiero koło 3.30 i został wypuszczony.
Nie wiem, co będzie dalej. Najlepiej by było, żeby wykichał to czego się ściągnąć nie udało, ale on zamiast kichać to wciąga te gile... Ania wzięła wymaz, jeszcze go poślemy na badanie, materiał jest idealny, bo ze środka kota.
Rano dałam mu jeszcze trochę tolfedyny, chociaż nie wyglądał na cierpiącego, ale to też przeciwzapalnie działa, to niech ma. Ładnie zjadł śniadanie, więc jak wrócę z pracy i będzie okej - wyjmiemy wenflonik.