» Czw gru 04, 2008 15:37
Dzisiaj rano pojechałam na Chełm w celu przeprowadzenia wywiadu z Panią, która ma salon pielęgnacji zwierząt .Niestety miała umówione 3 pieski więc musiałam poczekać 3 godziny, bo tyle zajęło obsłużenie klientów.
Pogadałyśmy.
Powiedziała mi, że zgarnęła z ulicy kotka, maluchnego, ale nie może go wziąć, bo ma swoje zwierzęta i maleńskiego synka(prawda, widziałam, ciągnął cyca jeszcze).
Nie miała też czasu podskoczyć z nim do weta.
Poprosiłam o pokazanie kici. Wyniosła go z pomieszczenia socjalnego, a ja jak zobaczyłam kicie...to złapałam za fraki i wiedziałam, że trzeba pędem do doktora.
Całe szczęście klientem Pani był...taxówkarz. Zgodził się za połowę ceny dowieźć mnie do najbliższego weta. Pognaliśmy tam, wetki powiedziały, że kot jest na granicy, a właściwie to kotka. Ma 2 miesiące i zaawansowany koci katar, robale i pchły. Ustaliliśmy, że zapłacę tylko za antybiotyk, sama wizyta gratis. Panie wetki wspomniały, że koleżanka chciała kociczkę w potrzebie i może ją weźmie więc mała do jutra jest w lecznicy, jak nie znajdzie domu to jutro rano trzeba ją stamtąd zabrać.
Sabina załatwiła tymczas do 12 grudnia, ja kocicy nie odbiorę bo nie moge, ale może ktoś inny z TPOPZ będzie mógł.
Pani z salonu opłaciła taxówkę za co jej cześć i chwała.

