Ranek ciemny jak cholera. Nie było tak zimno ale kociska nie stawiły się wszystkie, na wyżerkę.
Dziś postanowiłam dotargać budkę jedną, mniejszą, do domu. Janusz ma ja okleić czarną folią. Postawie, tak umyśliłam, Szyli za paletami. Czarna będzie mniej rzucać się w oczy niż biała. Mam nadzieję ,że się zmieści.
Naszykowałam się więc na targanie. Budka stoi na terenie kotłowni. Odziałam se na poślady obłe dresowe spodnie coby rozkrok był. I buty stosowne. Lakierki umordowane, co to żywot kończą w kateringu. Bom sobie umyśliła ,że ew bryknę zgrabnie

przez parkan gdyby coś się działo na kotłowni. Niestety, działo się. Bezdomni radośnie podpici rozgrzewaczami pałętali się po terenie. Darli ryje głośno. I cały świat przeklinali. I siebie na wzajem. O nie, nie zaryzykuję wejścia tam.
Poczekałam aż Kropa zje. By ją nie przerażać wdrapywaniem się na szczeble parkanu. Gdy kocia spożyła co miała spożyć i ruszyła do swego okienka jam nabrała powietrza głęboko i postawiłam pierwszy krok między szczeble. Nawet mi zgrabnie poszedł przerzut przez wierz. Tylko deczko udzicha sobie zgniotłam. Ciężko wylądowawszy po drugiej stronie zabrałam się za budkę. Nie przerzucę jej bo aut stoi pełno. Wyląduje na dachu alarm włączając jeszcze. Miałam już takie "akcje". Więc na rancie parkanu ją ustawiłam. Zabezpieczając opadłymi gałązkami drzewa by nie spadła. Sama wzięłam się za powrót. Oj, ojoj... nie poszło już tak gładko. Utkwiła mi stopa co spowodowało dziwny zwis mojego tyłka nad płotem. Potem uwolniona noga stopą zahaczyła o filarek łączący segmenty. Który nie chciał mi jej puścić. Ni jak tak grawitacyjnie ulokowana nie mogłam kończyny podnieść na tyle by lakiera uwolnić. A góra płota wrzynała się mi w... No wiecie w co.

Trzymałam się łapkami, klęłam w duchu, mordowałam z buciczkiem zablokowanym, traciłam wzrok bo mi okulary od wydechu zaparowały... Ostatkiem sił, szarpnięciem heroicznym, uwolniłam się lecąc w dół. Dobrze ,że po właściwej stronie spadłam. Bezpiecznie. Bez strat na skórze wymagających interwencji lekarskiej

Przetarłam szkła. Poprawiłam ciuchy. I dumna z siebie wzięłam się za budkę co wdzięcznie wisiała mi nad głową. Jeden ruch, skrobanie palców i ...qrwatwojamać. Spadła buda z przetoczeniem się ...na drugą stronę płota. Tą nie właściwą. Szlag, szlag, szlag

Na nic poświęcenie i rżnięcie skóry. Połknęłam łzy. Zarzuciłam plecak na grzbiet, nabrałam powietrza i ... lotem błyskawicy poleciałam po budkę. Piorunem. Przez bramę.

Chyłkiem. Bo to cicha błyskawica z piorunami była.