Witam z zimnej Częstochowy.
Ilonko, jest zimno...bardzo zimno...jak ja to wytrzymuję?...sama nie wiem
Działkuny na razie spokojnie. Wybiegają na moje powitanie tak jak na zdjęciu(a nie ma na nim wszystkich)...tańczą wtedy, podskakują, ocierają się o moje nogi albo prowadzą się przytulone do siebie główkami i boczkami. Muszę je wygłaskać....bo potrzebują tyle samo miłości co jedzenia...a potem jedzonko i chyba będę musiała kupić korytko, bo nie potrafię dać równocześnie na wszystkie miseczki. Kiedy skończą jeść jestem zmęczona

... szczególnie pilnowaniem by każde zjadło swoje i nie wykradało tym, które dostają jako ostatnie. Mają miejsca do spania ....jeszcze je docieplę skrawkami polaru....kombinuję jeszcze z miejscem dla Zołzy: musi być oddzielne i nie może mieć otworu w kształcie koła...nie wejdzie i już...róbta co chceta

(prowizorkę ma).
Maluszki są fantastyczne...pięknie się bawią i tylko myślą jak się dobrać do ptaszków, które karmię.... burasiowata trójka z działki sąsiadki została zaakceptowana przez starszyznę, głównie przez Babcię, i dopuszczona do posilania się w jadłodajni na mojej działce...co nie ukrywam bardzo ułatwiło mi karmienie.... Mało tego te z mojej działki ośmielają się iść pojeść na działkę sąsiadki, kiedy ona przyjdzie z jedzonkiem...tak więc nie powinny narzekać na brak jedzonka.