Iwunia wraca do sprawności, w gadaniu również, wiec wszystko zmierza ku dobremu (puk,puk by nie zapeszyć). Apetyt dopisuje,dziś użebrała szynkę. Oląda telewizję, komentuje i lezy rozwalona na łóżku. Oczywiście dziś dla jej potrzeb nie posłanym

Dzięki Iwi TZ przestał diecięcia się czepiac o ten łóżkowy proceder. Jak wychodziłam kocia byłą na zasłużonym odpoczynku. Ranka dobrze się goi.
Podwórkowy chorowitek pluł dziś tabletką,ze mnie szlag trafił. To ja mu sumamed serwuję a on takie numery robi. Wolał miskę zmienić, bo mu ta pod nos podstawiona nie odpowiadała. Ma apetyt duży i to mnie cieszy. Oczy nadal lekko paskudne. Drugi juz w miarę ok.Zaczął syczec na mnie więc wraca do zdrowia.
3 koty, które jakiś czas temu wlazły mi w drogę mają opiekuna

Historia zwykła. Jak sie chce chodzić drogami, którymi sie nie chadza to ma sie takie efekty. Usłyszałam miauk a potem zpbaczyłam toto w futrze.

Koty mają stałe dostawy jedzenia, wody i przystosowany domek do schronienia się. Urzędują na terenie zlikwidowanego przedszkola w pozostawionym tam dziecięcym domku. Ciesze sie, bo ganiałam do nich codziennie .Ich wygląd i wybredność swiadczy o dobrym odżywieniu. Jednak łaziłam, kiciałam i podtykałam smakołyki. Liczyłam na spotkanie opiekuna a to on przyszedł do mnie do pracy. Wymienilismy się telefonami i pomyślimy o kastracji. Przede wszystkim kociczki, bo takowa jest chyba. Zachodzić będę bo muszą przywyknąc do mnie.
Dzis znów lazłam nie tak jak nalezy do pracy i weszłam na kocinkę w czerwonej obróżce. Piękny, wypasiony i...martwy.

Wypadek. Nie dało rady nic zrobić.Leżal pod bramą jednej z posesji. Obdzwoniłam pobliskie ,szukając własciciela. Nic. Jedna pani obiecała zająć sie biedakiem by tak nie leżał.
Cóz było robic

. Pogłaskałam, popłakałam i pomodliłam się nad biedakiem .
A teraz prosze o światełko dla burania [*]