U nas na prawdę nic się nie marnuje. Ani sprzęt ani żarcie. Dziękujemy więc raz jeszcze ślicznie
Uliniek to mój ukochany kot. To nie tak ,że innych nie kocham. Ale on jest ukradziony śmierci. Czort też wie ile mu się uda czasu zabrać. Boję się tego bardzo. Ale losu nie przeskoczę. Każdy kich, inny chód czy siedzenie... wyzwala we mnie falę duszącego strachu. Mogę mu tylko dać tyle czasu, uwagi i miłości ile zniesie. A wiele potrafi. Można go wycałować do mokrości i nie broni się. To jest mój kot. Mój facet. Kocha mnie bezgranicznie i podgryzaniami ,ich siłą, daje mi o uczuciu znać. Robi tak gdy nie dość poświęcam mu uwagi. On czuje kiedy myślami nie jestem w pełni z nim. Lub za długo zajmuję się czynnościami nie użytecznymi. Wtedy szczypie mnie coraz mocniej, nawet z doskoku, i miłośnie patrzy w oczy. Jest też, jak na prawdziwego faceta przystało, zazdrosny mocno. Zaraz jest przy mnie gdy tylko innemu futerku uwagę poświęcam. Potrafi też takiego amanta odgonić warkiem lub pacaniem łapą.
Już nie klei się tak do mnie. Co mnie cieszy i smuci jednocześnie. Cieszy, bo wiem ,że lepiej się czuje. Więc mu nie jestem aż tak potrzebna. Smuci bo kocham te jego kleiki. Wydoroślał bardzo. Wyrósł też z karmienia strzykawką. Nawet nie wiedzieć kiedy zrezygnował z niej. Któregoś dnia przestał prosić o Convę.
Mamy ciągle swoje rytuały. Dalej lubi "kraść" tampony podczas mojego malowania się. Nie mogę mu go dać . On musi go sobie go wygrzebać i uciekać goniony moimi okrzykami "oburzenia". Wtedy dopiero zabawa ma sens. Broni go przed zaborcami jak niepodległości

Ma apetyt. Choć nadal smukły jest jak laleczka. Taka umięśniona laleczka. Nadal w nocy przychodzi na tulaski i mizianki. Wali się mi na cyce i każe głaskać. Co też pokornie czynię. Lubię te chwile gdy wtula się całym sobą taki pewny ,że go utrzymam. Mruczy tak intensywnie ,że aż dławi się.
Ma wiele radości i szaleństwa w sobie. Bawi się aż do utraty tchu. Całym sobą. Często trzeba go uspokajać bo za ostro z towarzyszami postępuje. Cwaniak wie ,że wiele może i wykorzystuje to perfidnie. Doskonale rozumie co mówię. Wie jak ma na imię. Nie boi się obcych. Włazi na kolana i zawsze jest pierwszy do głasków i wędki.
Nawet nie wiem jak opisać co czuję gdy smyram jego wtulony we mnie łepek. Gdy przeciągam ręką po wyginającym się z zadowolenia ciałku. Gdy widzę jaki ma apetyt. Gdy śpi taki rozwalony. Wie, ze nie znoszę gdy swoją mordę pcha w miski innych. nie zje ale zglamać musi. Więc pilnuje chwili gdy nie patrzę. Wystarczy tylko podnieść głos a już znika. By za chwilkę ukradkiem iść do kolejnej. Nie daj co zostawić gar czy patelnię bez przykrycia. Mu wszystko smakuje i nie ma oporów przed próbunkiem. Naucza tak każde kolejne pokolenie.
Bardzo żałuję ,że jest nie adopcyjny. Jakiś dom miałby cudo u siebie.