Ja cię Natka rozumiem, przynajmniej częściowo - sama mam dwie kotki wychodzące (tzn. młodsza jest na razie przy domu, bo za mała, więc wychodzi tylko z kimś). Starsza kotka wzięta w zeszłym roku w sierpniu aż do wiosny była w domu i wychodziła tylko na chwilkę - na przykład jak ja szłam zapalić na dwór

Od wiosny coś w nią wstąpiło - darła się pod drzwiami, strasznie chciała wyjść. Nie było mowy , żeby ją zatrzymać, bo potrafiła sie wyślizgnąć między nogami (wtedy nie chciałam jej wypuszczać, bo bałam się, że jeszcze za chłodno na dworze - wieczorami były przymrozki ). Widocznie gryzonie zaczęły biegać bardziej aktywnie, bo odławiała je z działki. Kotka już była po sterylizacji - ciachnięta w połowie stycznia. Pamiętam, jak wieczorami wołaliśmy ją, na zmianę z mężem, i jak pierwszy raz nie wróciła wieczorem. Wstawaliśmy co chwila i wołaliśmy. Przyszła chyba o 3 rano. Teraz najchętniej wychodzi niestety na noc, chociaż czasem udaje ją się zatrzymać w domu (ale tylko wtedy, kiedy gania do północy po dworze). Przestała korzystać z kuwety w domu i załatwia się na dworze.
Wolałabym, żeby tak nie biegała, bo też się o nia boję, ale nie ma jak zatrzymać jej w domu. W lecie drzwi tarasowe otwarte (mamy w pokoju jeszcze okno, które jest nieotwieralne). Kotka je w domu (nie Whiskasa

), chociaż czesem zjada też to, co upoluje.
Jestem bardzo przywiązana do tej kotki, mimo, że nie jest taką pieszczochą. Przychodzi do mnie, ale pomruczy, połasi sie i idzie. Biorę ją na ręce, i lubi, jak ją głaszcze, ale nie wskakuje na kolana. Często chodzi za mną na działce, jak piesek. Ale nie jest to kot kanapowiec, który wieczory spędza na kolanach. Bardzo nieufna - syczy na gości. Potrafi ugryźć moje córki, jak nie ma ochoty na pieszczoty, a one biorą ją, mimo ostrzeżeń, na ręce (co akurat jest dobre, bo dzięki temu dzieciaki wiedzą, że nie można przesadzać). Mnie nigdy nie ugryzła, zazwyczaj czeka cierpliwie aż mi przejdzie

Piszę to po to, żeby pokazac, że takie wychodzace koty też mogą być bardzo kochane, i że się o nie dba. I mieszkając w domu, ciężko jest uniknąć wychodzenia kota, no chyba, że kota to nie interesuje.
Poza tym jest jeszcze jedna kwestia - tyle tu postów czytałam, że uciekł kot niewychodzący. Kot, który nigdy nie wychodził. I wtedy jego szanse maleją, bo nie jest kompletnie przyzwyczajony, nie zna okolicy, nie wie, jak wrócić, albo się ze strachu gdzieś zaszyje i jedyna nadzieja, że własciciel go znajdzie. Więc nie jest tak, że dom wychodzący to same minusy.
A teraz dlaczego mam wątpliwości - nurtuje mnie, dlaczego zastrzegasz się, że ma być kocur. Większość osób uważa, że kotki są bardziej łowne (chociaż generalnie to chyba nie ma znaczenia, ale na pewno nie jest tak, że kocur jest bardziej łowny od kotki). Chodzi mi o to, że zrozumiałabym, gdybyś upierała się przy kotce - właśnie ze względu na ten mit o łowności.
Ponieważ jednak upierasz sie przy kocurze, mam podejrzenia, że nie chcesz mieć problemów z kociakami, czyli że nie planujeszcz kastracji, albo nie wiadomo na 100% czy zabieg ten się odbędzie. Bo czy wykastrujesz kota czy nie, to kociaków - ty - nie będziesz mieć.
Mam nadzieję, że się mylę.