No więc było tak, że trochę domów z ogłoszeń chciało Pipi, ale pierwszym, który mi się bardzo spodobał była moja znajoma z Elbląga mieszkająca aktualnie w Holandii. Osoba ta bardzo chciała przygarnąć Pipi i robiła wszystko, żeby to doszło do skutku- wysłała mi pieniądze na czipa i paszport, a jej rodzice w sobotę mieli jechać do niej, zabierajac Pipi ze sobą po drodze.
Dlatego nic nie pisałam, bo czekałam na transport.
Jednak w tym tygodniu plany się zmieniły, okazało się, że rodzice nie będą mogli jechać do Holandii tak jak zamierzali, zresztą nie będę właściwie dociekać, jaka naprawdę była przyczyna, w każdym razie Holandia nie wypaliła.
Wcześniej, ale jak już byłam umówiona na tą Holandię, dzwoniło do mnie kilka ciekawych domów o niego, którym odmówiłam, ale których numery sobie zapisałam.
Najbardziej podobała mi się rodzina z Gdańska, która miała kocurka- sobowtóra Pipi, który jednak umarł miesiąc wcześniej, po długiej walce o niego, na FIP. Kocurek tamten też był buraskiem, też nie miał prawego oczka, a jego Panie mówiły o nim z taką miłością, że mimo Holandii itd. cały czas wspominałam je z nostalgią.
Nie mając wielkiej nadziei na to, że przez miesiąc, który minął od tamtej rozmowy telefonicznej dom ten nie znalazł już sobie innego kota, zadzwoniłam tam i okazało się, że oni cały czas marzą o Pipi, i gotowi są przyjąć go natychmiast.
Wczoraj pojechał do Gdańska. Ma domek z maleńką sunią i kochającymi paniami

Oczywiście wszedł wczoraj za segment i przez całą dobę nie wyszedł wywołując w nas wszystkich panikę, ale przed chwilą dostałam smsa, że właśnie mu się to znudziło, wylazł zza segmentu, obleciał cały dom, zaspokoił dobowy głód i położył się, jak przystało na Pipi, na środku łóżka.
Ma teraz na imię Pankot i przyznam, że mam w sobie uczucie spełnienia
