Czarna kotka spod cmentarza – karmiona ukradkiem przez jedną z pracownic kwiaciarni, reszta udaje, że nie widzi.
Nie ma żadnego schronienia, nie można jaj postawić budki, rzucić jakiegoś posłanka - śpi wśród narzędzi grabarzy - bo nie może się o niej dowiedzieć zarząd cmentarza – zostaje „zlikwidowana”, bo na cmentarzu nie może być kotów…
Kotka musi iść do cierpliwego domu - po jej zachowaniu sądząc, miała ciężkie przejścia - chcę się przytulić, ociera się o nogi, wywala brzuszek, pomrukuje, pomiałkuje - a w wyciągniętą ludzkę rękę uderza pazurkami. Miałam już taką kotkę - wyciszyła się po tygodniu, została słodką przytulaną ze zdecydowanym charakterkiem. Teraz jej wziąć nie mogę - mam w mieszkaniu 14 kotów, 10 przeziębionych, nie daję rady. Wszystkie znajome domy tymczasowe zapchałam - w ostatnim tygodniu ściągnęliśmy z mrozu i śniegu 4 kocięta i 4 dorosłe koty, jeden nie przeżył. Dziś mam telefon o złapanym chorym malcu…,
Kotka w tej chwili jest w lecznicy, może tam zostać jeszcze ze dwa dni, potem albo dom tymczasowy lub stały, albo cmentarz….…...
To ona - ma nie więcej niż 1,5 roku, jest wysterylizowana i naprawdę piękna:
kontakt - 600 985 675, Łodź
