Tabo10 nic nie zmienia. Ja wiem. Ulało mi się i tyle. Powinnam zostawić kota na zimnicę dopóki nie znajdę domu lub forsy na utrzymanie. Ne umiem płakać i robić z siebie ofiary

skrzywdzonej przez los kolejnym nieszczęściem. Przedstawić siebie jako tej zapracowanej i zabieganej co to poświęca się zwierzętom. Jest źle i ciężko ale spotykam kota i co? Robię fotkę i piszę żal posta ?!Tylko "potem" nie ma co "ratować" Alb jest więcej. Bo napłodzą się dostatkiem i będą umierać.
Dziś był przymrozek. Oszronione szyby aut. Słychać skrobanie kierowców. zaczyna się ciężki okres. Kajtek nie wyszedł na wołanie. Tylko, że on wyłazi jak suche się kończy. Przypadkiem odkryłam ,że woli chrupy.
Mały siedzi w pokoiku zamknięty z Babcią Kasią. Jej mi żal. Źle znosi takie wizyty. Nie wychodzi do kuwety. Reszty tez mi żal. Mocno ograniczona przestrzeń przy tylu kotach rodzi konflikty. Najbardziej zadowolona jest Rita. Ona by wpadła, wpierdoliła nowemu i wyszła zadowolona otrzepując łapinki. Sorrek warczy zaś pod drzwiami. Oswajanie Berni kiepsko będzie szło gdy zablokowany pokój jest.
Nowy Mały jest pobudzony. Nie bardzo umie się odnaleźć. Jest bardzo czujny. Choć dziś jakby odpuścił deczko. Spał spokojnie mocno rozwalony. Zjada tylko to co mu dawałam na dworze. Tak rzucił się wczoraj rano na miskę ,że aż zwymiotował wszystko. Kuwetka zaliczona. Mruczy i warczy jednocześnie. Gada dużo. Zalicza kuwetkę bez błędnie. Nie zaszczepiłam go bo nikt nie miał odwagi go przytrzymać

najlepsza jestem ja. Ale w kuciu też .I jest problem.
Jutro chyba weta zaliczymy. To może i jego wezmę. Choć nie wiem jak wypadnie wszystko. Bo priorytetem jest Rudzik. I Rita.
Rudzik schudł. Przestał przychodzić na jedzenie. To nie jest kot do leczenia ale chciałabym wiedzieć jakie ma badania chociaż. Rudofik miał wycięte 3 guzki, które okazały się gruczolakorakiem. Więc jest czymś się martwić. Trzymał się pięknie do pewnego momentu. Od tamtego tygodnia powoli zjeżdżamy w dół. Dopóki jadł nie zamartwiałam się mocno. Jeśli można tak to nazwać.
Rituni ranka goi się powolutku. Jest lepiej co widać. Pochłaniamy tony plastrów, podkładów i kompresików. O żelach i kroplówkach zmilczę. Pominę milczeniem mleko i gerberki.

Ubieranie ją w czerwoną kreację

to jakby układanie kostki Rubika. Dziś rano biegałam po aptekach przed pracę (z wzorcem) by zakupić plaster starego typu.

Taki ceglany. Inne nie trzymają opatrunku. Młode magisterki nawet nie mają pojęcia ,że kiedyś było co innego niż papier czy nędzna szmata.