Szalony Kot pisze:Drops od weekendu w domu. Swoją drogą taką ma figurę, że ja nie powiem

6 kilosów oskubanych ma. Jak się normalnie zrobi puszysty to będzie większy. Teraz to wypłoch o małym pysiu i wielkim doopsku.
koteczekanusi pisze: A jak szukanie domu dla Tamuni? Bo mam takie wrazenie, ze niedlugo oficjalnie zostanie ogloszona rezydentka

Nie wiem co będzie z Aniu Tami. Nie powinna u nas zostać bo jest narażona na choroby . Kochamy ją bardzo ale... Tyle razy to pisałam. Siedzie bo ciagle coś z nią nie tak. Skończyła anntybiotyk i dostała na uodpornienie Zylexis. Chyba jest jedynym znanym mi kotem co po tej odpornościówce załamuje się zdrowotnie. Wiec pojechała po bandzie i znów jest na antybiotyku i kroplach do oczu. Już nawet o tym nie piszę bo cięgiem powtarzam się. Czeka nas jeszcze konsultacja u innego okulisty. Wetka nas skierowała. Ale wszystko musi poczekać i mieć swoją kolej. Teraz Pikuś musi zostać obrobiony na citko.
Tami jest cały czas ogłaszana i ma na prawdę wielu chętnych. Chętnych co nie czytają co jest o niej napisane a przede wszystkim nie słuchają co mówię o małej. To są przykre rozmowy bo ludziska na siłę chcą ją do wychodzacych domów.Nie dociera do nich, że ona się nie nadaje do takich. Pełne urazy żale ucinam krótko i nie ciągnę dyskusji. Posądzona jestem o stronniczość i preferowanie "bogaczy". I słusznie.

Bo co mam powiedzieć komuś co chce mieć dokładne wyliczenie ile kuracja Tami kosztuje.Bo on nie może wiele na koty wydawać. Nie wiem ile kosztuje. Ostatnio na oświadczenie , że ostani antybiotyk na 10 dni kosztował ok 160 zł , usłyszałam ,że można przecież poczekać z wzytą i leczeniem lub kupić coś tańszego.
Gdy proszę chętnych by najpierw sprawdzili czy w w swojej okolicy jest okulista bo jest Tami potrzebny, to posądzona jestem o fanaberie. Też słusznie.

Tami musi mieć dostęp do dobrych wetów.
Były domy co Tami oddałabym z zamkniętymi oczami ale zdecydowały się na inne koty bo czekać nie chciały. Saszka do takiego domku poszła.
A Tamcia dziś dostała słowną reprymendę. Tak konkretną, że koty insze w dziurach się pochowały. Zrobiłam sobie herbatkę by rankiem ząbki ogrzać po wizycie u dzików. A ta wskoczyła na blat i swym słonim zarzucaniem pupala wywaliła butlę z wodą. Butla walnęła w przykrywkę od gara z zupą. Przykrywka się zsunęła. Trąciła stojacą pustą szklanke co TZ z wieczora zostawił (potem go ubiję) . To to turlając się walnęło w kubek z moją herbatką i... cały ukrop się wylał na blat. A ta gadzina krokiem zafiksowanej modelki sunie ku parze i wdzięczy się. Na nogi mi chlapie goraco, po szafkach ścieka goraco, blat cały w paśmie wody... a ta zadowolona wdeptuje już pierwszą łapą w plamę. Trzepie rzęsami i podlizuje się. Otrząsnełam się wreszcie ,
zamkłam usta co słowa mało cenzuralne wypluwały z szybkością karabinu maszynowego , zrzuciłam Tami (pewnie poskarży TZ-owi) i dawaj łowić herbatkę.
Poszły dwie ściery i ręcznik. Poszła zmiana spodni bo te odziane już przyozdobione zostały malowniczymi plamami. I skarpetki też poszły sobie do pralki. Na stpkach mych delikatuśnych mam czerwone ,odparzone plamki. Nie wiedziałam czy pogotowie wzywać

czy przeżyć jednak bez pomocy lekarskiej. Odpuściłam jednak ciągnięcie lekarzy na piętro z ranka samego i wstawiłam stopki pod zimny prysznic.
Herbatki się mi
kurka wodna zachciało.