Niestety to nie wszystko co "spaprałam" w tej sprawie i to mnie już w ogóle dobiło że mam chyba zespół stresu pourazowego.
przypomniałam sobie że pani portierka mi proponowała abym klatkę zostawiała w piwnicy... A ja odmówiłam
Bo bałam się że zgubią klucz do tej piwnicy i nie będę miała jak łapać i tyle zamieszania będzie z tym chodzeniem do piwnicy.
I teraz muszę żyć z tym co się stało a ja się do tego przyczyniłam. Mam pełno zdjęć tego kotka a ich oglądanie jest gorsze niż umrzeć.
Jeśli chodzi o to czy złapanie by go uratowało to musiałabym wiedzieć kiedy on tam wlazł

. Na pewno w fundacji byłby do wtorku, złapałam go w czwartek, w niedzielę go ostatni raz widziałam w poniedziałek już nie - od razu go zaczęłam szukać po okolicy bo miałam złe przeczucia jakoś. Wszystko wskazywało że unika miejsca gdzie go złapałam bo bywał z tyłu. A on wbrew logice wlazł do tego miejsca gdzie było to przekładanie i jeszcze głębiej... i akurat była otwarta to cholerna piwnica i drzwi które się
zamykają automatycznie były na stałe otwarte.
Poza tym tam jest monitoring!!! Pewnie mają to nagrane ale kto zwraca uwagę na kota, kto zauważył że wlazł ale już nie wylazł.
Straszne jest również to że nie nastąpiło w mojej łepetynie jakieś objawienie, kompletnie mi to nawet do głowy nie przyszło.
Dodatkowo dla tego kota zabójczy był długi weekend majowy.
Koty złapane w łapkę nie piszczą w większości więc może on po prostu nie piszczał ja niestety stałam z dala od budynku aby koty się złapały do klatki.
Gdyby tam był jakiś pies może by złapał trop...
Albo jakoś mogły inne kotki naprowadzić...
Nie wiem czy oni przez długi czas tam nie wchodzili czy wchodzili a on zamiast iść do drzwi piwnicznych ze strachu może bardziej wgłąb się chował? Piwnica ma kilkaset metrów kwadratowych.
Budynek z przodu nie ma okien piwnicznych. Tylko z boku ale bardzo malutkie i kto się w nie wpatruje.
Wszystko się sprzysięgło niestety.
Naprawdę to jest nie do zniesienia że już nic nie można zrobić jakoś go do kroplówki podłączyć... albo jakoś cofnąć czas
Nigdy w piwnicach nie widziałam zagrożenia bo tam gdzie mieszkam w piwnicach mieszkają ludzie i nie ma zagrożenia, tam gdzie studiowałam to w piwnicy była biblioteka i sale lekcyjne. A tu też uniwerek i człowiek od razu przyjmuje że tez pewnie jak na innym wydziale... A tam piwnica była wielka i rzadko kto do niej zaglądał z tego wynika albo zaglądali często ale kotek bardziej bał się ludzi
i chował się wgłąb..