Wczoraj był durny dzionek popłudniowy.
O wyprawie po paputki mężowskie do pracy konieczne wspomnę, bo mnie szlag trafia do dziś. Z Januszem to jak z koniem co to tylko jedną drogę zna. Jak z dzieckiem co to jedzie tam gdzie myśli
za słuszne (sklep miał być koło Biedronki) więc tylko tą, którą mijamy w drodze do weta, uważał za cel. A jest cztery w okolicy
Oczywiście szukał sklepu z obuwiem ,którego nie było. Ale ludzie mówili ,że jest. I takie fajne se kupili. Tylko nie przy tej wetowskiej
Trafiliśmy wreszcie na włąściwą. Ale to nie był koniec. Bo potem były nie takie paputki. Ale okularki by se kupił. Do aucia takie pasowne gdy słońce w gałki świeci za mocno. Podróżnik psia kosć z domu do pracy kilosów z pięć. I może bluzeczki by
se fundnął. To akuratnie dobry pomysł był. Tylko też kontrowersję wzbudzający. Koniecznie rozmiar S bo eLka to za duże. On ma pamięć drobnicy jaką był. Z drobnicy to wzrost został jeno. Jak się w te eski odział to sliną bym się udławiła. Własną. Gumisiowy brzusiek tak ją rozepchał ,że materiału nie stało by jajca przykryć. Ale większych nie ma... na wysokości oczu. Bluziów nie jajców. Te większe na dole wisiały. A on tam ócz nie posiada. Wszak. Co innego i owszem ale nie oczy
Stanęło na dwóch. Jakżeśma wreszcie doszli z paputkami pracowymi, bluziami, okularkami... do kasy to dramatu część druga się zaczęła. Pani zapakowała, podliczyła i patrząc w meżowskie ślipia brwiami okryte , wyrecytowałą cenę. On stoi. Pani stoi. Ja stoję. Z boku. Zerkam z uwagą co dalej. On stoi. Pani stoi i powtarza cenę. Cisza. Pani wzięła sie na sposób i pyta "jak pan płaci?" . Mina TZ-ta bezcenna jak załapał ,że to do niego skierowane jest. Zajmował się od niechcenia drobiazgami leżącymi na ladzie. A tutaj cosik od niego chcą.
AAAAEEEE ...masz kartę Brwi się skierowały na mnie. Kuźwa jego mać jasna i nie jasna.
Idzie na zakupy i bez forsy? Co było zrobić. Miałam kartę ,zapłaciłam. Wyszłam zła jak piorun. Ale to nie był koniec. Straszniście TZ-t umordowany zwątlone siły chciał zregenerować. To musiał koniecznie kebabka zjeść. Napis obaczył. Mnie już głosu zabrakło. Biedny, zagłodzony. Tak go wyczerpał ten maraton zakupowy. Pan od kebaba miał bluzię jaką małż odmówił ale na panu mu się spodobała. Rozpacz ogarnęła go totalna. Kazałam mu wrócić do Pepko i zakupić. Ale już beze mnie. Fajnie ,że kupił sobie bluzie. Bo te co miał to dinozaury pamiętały i szczuplejszą sylwetkę. Poza tym w paski były i szlag mnie na sam widok pasiów trafiał. Ale tego było już za dużo. Nie wrócił. ..Karty nie miał
Obok była ta nieszczęśna Biedronka. Do niej ja chciałam zajść by dzikom tacki kupić. Wzbraniał się mocno ale co tam. Mnie też należy się odrobina luksusu. Przy kasie płacił TZ-t. Nie zauważył napisu wiszącego na wejściowych drzwiach ,że "w dniu dzisiejszym kart płatniczych nie obsługujemy"
Wysupłał te kilka zeta pieczołowicie skubiąc drobniaki. Trwało to deczko ku rozpaczy kolejki. Bo nie spieszyło mu się.
Co prawda też nie lepsza byłam. Jakżeśma wrócili z tych paputków i do kotów poszłam. Ale to inna historia.