Nie wiem czy powinnam pisać. Nie wiem czy powinnam się do tego przyznawać. Nie wiem czy nie zapeszę i nie sprowokuję losu. Tak bardzo się tego boję. Wszechobecny strach i niepokój towarzyszy mi od kilku dni. Granica paniki zatarta .Tak jak granica mojego niepokoju i "trzeźwego" spojrzenia na świat.
Mój kot "twardej ręki", moje kochanie i dziecko specjalnej troski, mój Misio pojechał do domu. Twardą ręką podpisałam umowę adopcyjną myląc się tylko 3 razy. Twardą ręką wsadziłam dzieciaka do kontenerka i na jego pytające "miauuuu,co mi znów robisz?" nakazałam nie tęsknić i być szczęśliwym. Udałam,że nie widzę oczu zagubionych i przerażonych. Twardą ręką zapakowałam to co Misiowe zostało i zamknęłam drzwi za nim i... nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie umalowałam swoich rzęs firanek na przyjazd Dużych Misia. Nie umalowałam i dobrze. Po co łzy mają zmywać tusz co do zmywania jest trudny.Wszak kosztuje to cudo.
W nocy o 3 rano byłam gotowa dzwonić,że już po niego jadę. Byłam gotowa dzwonić by mi go przywieźli. Dom nie odzywał się już i teraz a moje czarne myśli rozpisały równie czarny scenariusz.
Podobno Misio je i kuwetkuje.Podobno jojczy i szuka kaloryfera. Podobno leży na kolanach i na brzuchu pana. Duzi mówią o nim Franek, nasz dzieciak.
Moje próby przestraszenia domu spełzły na niczym.Ani Gerberki, ani niejadztwo, ani jojczenie i "zepsute oczko" nie zadziałało.
Miałam tysiące powodów i przeszkód. Ale u nas nie było dla niego życia godnego Księciunia. Iwonce dziękuję za wizytę pa.
Misio ma a Dużych tylko dla siebie.Ma Pana co w domu siedzi i ma czas na dogadzanie.Ma miski co mogą sobie stać tyle ile zechcą.A Misiunio może jeść tyle razy ile chce. Ma balkon co w lato będzie tylko jego.
Tylko dlaczego tak strasznie się czuję?
Kciuki mocne potrzebne .Bardzo mocne.
Bądź szczęśliwy dziciaku
Niech Duzi wytrzymają.
Proszę Boże, niech pokochają Go.
Kocham tą pokrakę i terrorystę. Kocham i tęsknią.