Kasiu, u nas też padło to słowo. Nie musiał wet mówić,sama pomyślałam.Ale mając świadomość,że dom pełen kotów ,w tym maleńtasów, to zmroziło mnie. Dosłownie zasłabłam.
Ignaś cały dzionek spędził w wersalce (przykryłam go kocykiem) lub w miedzy półkami pod telewizorem.Musiało być mu tam dobrze i ciepło.I spokojnie. Dzis wyszedł z resztą stada do kuchni.Nie jadł nic.Nawet miesnego gerberka. Spał ze mną.TZ na nocce wiec ja i koty miały duużo miejsca. Choć moje to tylko symboliczne było.
Nie cieszę się za bardzo.Ostrożnie z radością.Leki cały czas działają. TZ wybiera sie z nim do weta.
Maksiu ma odparzony tyłeczek po tej strażackiej kupinie. Płacze przy myciu i smarowaniu. Wręcz wrzeszczy.Jednak potem utulony w ramionach mruczy z rozkoszą.Nie je prawie wcale.Skubie tylko.Dużo śpi. Wstrętne robale. Dzieciaka by mi zadusiły.Gdyby nie wymioty po syropku to cholera wie co by było.
Czarny klatkowy zostanie Rafikiem. Welina jest ciocią chrzestną maleńtasa. Rafik rozpaskudził się i zakopuje już jedzenie. Odżył bo do klatki trafił Maksio. Dzieciak biega zadowolony, je i kuwetkuje.Oczki nadal paprzą się.Ma takie śmieszne białe pędzelki w uszyskach. Płacze za rękami, za towarzystwem. Mruczuś z niego bedzie wieki. Burego rodzeństwa nie widać.

Zostawiam codziennie jedzenie.
Z tego wszystkiego nie podziękowałam iwonie66 za karmę dla paskud (szczególnie dla amluszków) i wpłatę. Strasznie dużo tego bo aż 200zł. Bardzo, bardzo dziekuję.
A Agnesce za dostarczenie tego wszystkiego.
Dziekuję w ogóle wszystkim za Wasze wsparcie duchowe,rzeczowe a przede wszystkim za Waszą obecnosć w tym cyrku zwanym Domem Tymczasowym.
Jak tak dalej pójdzie z adopcjami to chyba literkę T na S będę musiała zmienić
. Mam takie zaległości ze wszystkim,ze juz mi ręce opadają. Samo podawanie leków i czyszczenie kuwet to poranny wyścig z czasem.Z wieści Koteryjnych co do burej koci i jej zdrówka. Dzwoniła Halinka,że jest odrobinę lepiej i można lekko odetchnąć. Zaczęła sama jeść ale nadal bardzo słaba.Zaniosła jej lepszą puszeczkę. Bardzo jej dziękuję za zawiezienie małej do Koterii i opiekę nad nią.P.Izie także,ze tak troskliwie małą się zajęła.
Nie kryję,ze kamień mi z serca spadł. Kolejny kot chory u nas to już tylko upiec sernik, smażyć racuchy i wyskoczyć z niby balkonu.Jednak problem jest.Co dalej?Wróci pod moje drzwi.Może jej tam budkę postawić?

DT potrzebny nadal.