Ritunia


Jeszcze wczoraj wymiotowała. Po lekach jednak poczuła się lepiej. Pobawiła się deczko. Ale jest taka "wklęśnięta" i drżąca. Inna w dotyku. Dziś Janusz zabierze ją do weta. Nie lubię gdy mała tam jeździ bo czort wie co może przytargać. Ale coś jest na rzeczy. Słabiej je. Rano wzięłam ją o 3 do siebie i spała taka wtulona. Potem rozbudziła się, zaczęła mościć, bawić moim nosem i rzęsami. Mruczeć. Wywalać brzuniek. Straszny rozkoszniaczek z niej jest. Trudno było to przerwać. A czas leciał. Facet na nocce więc na mnie wsio spada i trzeba nieźle się sprężać. Potrafi tak mocno się wciskać w człowieka, ze jak plaster wisi na nas. Kokosi się rozkosznie. Kochamy ja mocno i aż mnie serce boli ze strachu bo nie wiem co los przyniesie. Nie przeskoczę wielu spraw i nie odwrócę biegu rzeczy. Jeśli ma jeszcze inne wady ukryte to nic z nimi nie zrobimy. Możemy tylko kochać Ritunię i zapewnić jej najlepszą opiekę.
tak zaczęłam się zastanawiać,że to może moja wina. Zmieniłam sitko na takie z "grubszymi" oczkami. By jelitka też deczko inaczej popracowały. Może to jest przyczyną? Ma jakieś wady genetyczne i podobnie jak Żuniek, nie trawi nic co nie jest gładziutką masą?
Mam jeszcze deczko Convy ale nie jest to wieczny zapas. Co zrobimy bez niej? Nigdzie już tego nie uświadczę.
Bardzo jej pysiek się zmienił. Wydoroślał. Zrobił się bardziej trójkątny. Dziś mija miesiąc jak jest u nas.
Kciuki za Ritunię bardzo potrzebne.