Przynioslam dzisiaj do domu kolejnego kota... Kociaka 0,5 kg. Wypatrzylam przez okno w pracy mala, pelzajaca po mokrej trawie w deszczu kulke nieszczescia

Jak do niego dotarlam, wygladal jak mokra szmatka...
Wzielam do kartonika, ogrzalam, zaczal dawac oznaki zycia. Zawiozlam do weta. Wiek - ok 4 tygodni. Zaczal nawet sam jesc. Mam nadzieje, ze przezyje...
Oznak kk nie ma, ale za to robale... Cala masa bialych robaczkow wokol odbytu!!! Wetka powiedziala, ze to takie larwy jak od much. Dostal na skore spray i do pyszczka jakas lagodniejsza paste odrobaczajaca. NIe wiem co z nim bedzie, ale pocieszajace ze zjadl odrobinke Recovery RC. Teraz spi jak susel zamkniety w lazience. Na razie nie wyjmuje go w ogole z karotnika, boje sie tych robali, zeby mi sie to po mieszkaniu nie rozprzestrzenilo

Boje sie o moje trzy futra!
We wtorek wyjezdzam na tygodniowy urlop, moje futrzaki oddaje do Sabiny do hotelu, nie mam pojecia co z nim z robie??

Jestem z tym praktycznie sama... Ani jednej duszy tutaj nie mam kochajacej i poswiecajacej sie tym zwierzetom tak jak ja... Mama juz nie chce slyszec o kolejnych kotach
No zobaczymy, czy maly w ogole przezyje...
Jest z niego cudny pingwinek, siersc jakas taka dluzsza, pyszczek lekko splaszczony. Nazwalysmy go z wetka tymczasowo Robal

Nad wlasciwym imieniem jeszcze pomysle. I pomysle co dalej...