O 3 rano koty znalazły piłeczkę ping-pongową. Radośnie turlały ja po panelach.zwlokłam ciało,zabrałam piłkę ale nie odważyłam się skorzystać z toalety.Wyraz ich oczu nie pozwolił mi na to. Widać było w nich odbicie tęskne puszek.W nagrodę zostałam obłożona kotami od szyi w dól.Efeczki na pewno były i mruczały na maksa, jednak które kocię zablokowało mi nogi to nie wiem. Nie sprawdzałam ,bo ruszyć się nie mogłam.
Dzień zaczęłam od sprzątania rzygów Ignasia. Jest osowiały mocno.Wet znów nam się dziś kłania.Nie je i nie pije.
Jakoś udało mi się wybrać do dzikunów z mocnym postanowieniem łapania ciężarówki. Olała przytarganą łapkę ale dzielnie stróżowałam. Godzina 6 otworzyło sie okno w bloku obok i rozczochrana głowa z parteru zaczęła wrzeszczeć:
kociaro idź stąd, do domu kociaro, idź stad...I tak jak refren sobie wyjce urządziła.Przy tym słowo
kociara było wymawiane ze szczególną lubością.Wręcz odraza z nich płynęła. Nie zdzierżyłam i grzecznie powiedziałam,że jak jeszcze raz na mnie wrzaśnie to wezwę policję .Za obrazę mnie i zakłócanie porządku ciszy nocnej w dniu świętym odpowie. Jeszcze padło cichsze i pogardliwe
kociara i łepetyna znikła.Postałam tak do 7 i dałam sobie spokój.
W domu zastało mnie sprzątanie rzygów fantazyjnie rozwłóczonych po fotelach i podłodze. Sprzątanie śladów łapek co to wychodząc z kuwety się upaprały czymś mało fajnie pachnącym.Sprzątanie sikunów...
Bisek wymiotował przed chwilka. Odgłosy wydawane z niego to przerażające dudnienie w gardła.Zamarłam ze strachu.Nic nie pogryzione zostało zwrócone naturze a w tym czymś zielone cosik

Trwało zanim załapałam,ze mi ...kalafiora chyba obrzępolił z zielonego. Sprawdziłam.Obrzępolił.
Maksik też sobie dla towarzystwa zwrócił śniadanie.Słusznie chyba uznając,że jak wlazłeś między koty (czy wrony tam było

) musisz rzygać tak jak one.Zachlastać sie byłam gotowa.Ale dziecię zwróciło nifuroksazyd, który dostał na biegunke. Taki dobry lek poszedł na zmarnowanie.
Jak widać u nas jest radosna, świąteczna niedziela.
