Kindżałek jest na tych fotkach ciut rozespany, bo cioteczka Jalo K wpadła z wizytą i przerwała drzemkę... Widać też podkuloną łapkę, bo właśnie coś sobie zrobił i kuleje... ale ponieważ bywa systematycznie u cioteczki Formicy, bo niestety przeszedł koci katar (zaraził się od niby wyleczonej już Lemurki) i teraz właśnie skończył leczenie kataru, już jest wszystko dobrze, to na deser załatwił sobie łapkę... dostał więc leki przeciwbólowe i przeciwzapalne i w środę pójdziemy jeszcze raz do weterynarza...
Dzikun się na szczęście katarem nie zaraził, jest nadal wobec człowieka płochliwy raczej, ale jak widać już zaczyna przesiadywać z resztą stadka...
Oj smutne, smutne wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, a tu trach i koniec ale w schronie czeka kolejka na uratowanie i po chwilach załamania i zwątpienia w sens tego co się robi trzeba się pozbierać i robić co się da.