» Wto paź 23, 2007 21:20
Słuchajcie czerwone swiatlo, GLOSNY ALARM!!
Pewnego dnia dostalam wiadomosc na pw od rutki, ze jest chetna na adopcje naszego kotka bezlapka.Rozmawialismy telefonicznie i mailowo- wydawala sie wspanialym, godnym zaufania o wielkim sercu dla zwierzat czlowiekiem.Na tamta chwile bez wahania oddalabym jej kota z zamknietymi oczami.Byla zdecydowana.Poruszyla mnie historia niewidomej kotki, na ktorej leczenie wydala duze pieniadze, a ktora jednoczesnie uratowala ze Schroniska Na Paluchu.Bezlapek i krzywolapek byly caly czas u nas, a w miedzy czasie Ulv przyniosla do domu miot 6 kociat.Maluchy okazaly sie chore.Bezlapek rano wygladal dobrze, troche lzawily mu oczka.Ja bylam u weta z naszym nowym nabytkiem, Ulv organizowala adopcje krzywolapka (ktory zreszta ma dom, o ktorym kazdy kot marzy).Wrocilam i zauwazylam, ze bezlapkowi leca glutki z nosa.Poinformowalam o tym rutke.Wahala sie, potem zrezygnowala.Ulv jednak bardzo bala sie zarazenia od chorych maluchow czyms powaznym, wiec zadzwonila do rutki i przekonala ja do wziecia bezlapka.Pojechal.Wiesci brak.Wypowiedzi rutki ktore nam przedstawiala zaczely popadac od skrajnosci w skrajnosc- raz z euforia opowiadala, jaki to kot jest mily i wesoly, a po chwili narzekala jakie to jestesmy straszne bo dalysmy jej chorego kota, ktory wymaga leczenia.Po krotkim czasie wydalo nam sie, ze jest to niezrownowazone zachowanie.Rutka oznajmila, ze bezlapkowi spod szwow leci krew i ropa.Katar nadal jest, lzawiace oczy.Uznala, ze nie wezmie go do weta, bo nie ufa wetom.Naciskalysmy, usilowalysmy przemowic jej do rozsadku, poniewaz wiadomo, ze 2 m-czne kocie dziecko moze ignorancje przyplacic zyciem ! Uznalysmy ,ze kota trzeba odebrac.Rutka nie odbierala od nas telefonow.Sporadycznie i nieskladnie odpisywala na maile (nie na temat), migala od oddania kota.W desperacji wyslalysmy Gosie z tego forum pod adres rutki.Dobijala sie i dzwonila domofonem upierdliwie, nikt nie raczyl odebrac! czyzby byla przyglucha?? potem zadzwonila do sasiada, a sasiad, ze zarzadca budynku jest Pan ****** ktory zabronil ja wpuszczac (istnieja podejrzenia, ze to ojciec rutki!).Gosia pojechala, nie mogla sterczec tam przeciez jedna noc.Boimy sie o tego kota, boimy sie, czy cos mu sie nie stalo, CZY ZYJE !!!nie zostala podpisana umowa adopcyjna wiec kot jest prawnie nasza wlasnoscia, sa na to papiery, jesli bedzie taka potrzeba ruszymy pod dom w asyscie policji i tozu !! czy jest na tym forum ktos kto zna rutke prywatnie?? kto z nia rozmawial, moze cokolwiek na jej temat powiedziec??? SZUKAMY WSZELKICH INFORMACJI!
