na razie karmię ją siłą strzykawką zmiksowaną cosmą glory z tabletką witaminową i wodą... poza kroplówą oczywiście, póki co nie zwymiotowała bo daje po 4ml w odstępach. Miałam kupić conva jak byłam w Interwecie, ale w ferworze walki zapomniałam bo musiałam już stamtąd pędzić z młodą na UP, Olga na mnie czekała, a ja już byłam spóźniona

.
Mała czuje się dużo lepiej, nadal nie je dobrowolnie i nie pije (nawet mleko i szynka jej nie skusiły) ale już się nie ślini. Wygląda duuużo lepiej, bo rano sprawiała wrażenie, jakby jedną łapką już była za TM

byłam przerażona.
Jutro z rańca się zwlekę i podjadę po conva, bo przecież coś jeść zwierz musi, chyba że moi rodzice zdążą podjechać wracając do domu, wtedy dostanie już dzisiaj. U mnie w lecznicy mają tylko Vijo weterynaryjne, super sprawa, ale to jest płynne więc też nie do końca dobre, bo dobrze by było kupala z robalami wymusić u niej.
Biedny ten czarny okruszek, teraz rozumiem, czemu ma taką paskudną sierść przy skórze... wygląda jak u starego bezdomnego kota. Bidula.
Ja Wam mówię, homo sapiens to straszny gatunek. Czasem mam nadzieję, że naprawdę niebawem wyginiemy co do jednej sztuki

EDIT: a wet na samym początku wykluczył pp, której widmo nade mną wisiało po tej upojnej nocy i stwierdził, że to okropna robaczyca. Kazał powtórzyć odrobaczanie za tydzień i za dwa tygodnie. Zostawił jej też wenflon, bo nawadnianie dożylne jest skuteczniejsze niż podskórne. Tyle, że ja strasznie nie mam ochoty jej nic pompować do żył

ale czego się nie robi
