Dziś poświęciłem Buce bite dwie godziny

Zastałem ją za piecem, ale szybko przeniosła się pod kaloryfer. Obydwa miejsca nie nadają się do tego, by mieć kontakt z kotem. Delikatna perswazja wystarczyła by Buka przeniosła się do budki. - Też do dupy - pomyślałem, ale trzeba spróbować. Nie chciałem jej ganiać po całej kociarni, bo więcej będzie stresu niż pożytku. Najpierw zostałem obsyczany. Dotej pory próby głaskania Buki w budce kończyły się podrapaniem. No więc pozwoliła mi się dotknąć, choć niezadowolenie lub też strach aż za dobrze wyraziła burczeniem. No ale nic, delikatnie głaszczę i sięgam ręką coraz głębiej do budki. Buka sapie po swojemu, ale jakoś idzie z tym głaskaniem

Po kwadransie się wyluzowała, można ją było głaskać i drapać wedle uznania. Wcale nie protestowała

Dziś nie było mruczane, ale za to Buka zwinęła się prawie w kłębek i zdrzemnęła się z moją ręką spoczywającą na jej karku

No i siedziałem tak z nią, aż do chwili, gdy trzeba było zapakować Żbiczka do drogi (Żbiczek dziś pojechał do domu). Po pół godzinie wróciłem jeszcze na chwilę do Buki, oczywiście zostałem obsyczany, ale bez problemu mogłem pogłaskać Bukę wciąż siedzącą w budce



