za pomoc w akcji sterylizacji moich „córeczek”.
Akcja zakończyła się sukcesem – WASZYM Sukcesem.











Choć pieniążków jeszcze nie mam, to z informacji na PW wynika,
że wszystkie 3 dziewczynki będą miały „dudki” na operację.
Taszka już ma pieniążki (zamrożone) na ten cel, od dobrej Ciotuni.
Z bazarów uzbiera się na Ivi.
Safka załapała się na "fundusz sterylizacyjny",
za co bardzo dziękuję osobom, które o takowym mnie poinformowały.
Gdyby nie WY,
to nie było by możliwe, bo za Chiny bym takiej sumy nie uzbierała.










Gdy tylko pieniążki pojawią się na koncie – umawiam wizytę.
Mam nadzieję, że zaraz po świętach.
Pożyczę aparat i postaram się zrobić pełną dokumentację
fotograficzną z tego wydarzenia.
A co u rozrabiaków.
Oczywiście rozrabiają.

Safka nie odkleja się ode mnie nawet na chwilę,
gdy jestem w domu.
Podczas gdy Ivi i Tasza, wybrały sobie miejsce do spania (w nocy)
na łóżku mojej mamy, ona jedna, dobrowolnie hi,hi śpi ze mną.

Może dlatego, że jej ukochany, cykany przez nią przy każdej okazji
szlafroczek

Tak czy siak, zasypiamy sobie razem miziając się nawzajem.
Nawzajem, bo zazwyczaj liże mnie po szyi.

Kwazimodo – jest Kwazimodem, znaczy chłopcem.

Przyfilowałam go i podejrzałam gdy jadł.
I tu przepraszam za słownictwo, ale ma…wielkie jaja hi,hi.

Dystans 50 m, zmniejszył się do ok. 10 m.
No może jest dla niego nadzieja na dom, taki jak Szaruni,
bo jest naprawdę piękny.
I dobra wiadomość – wyraźnie przybrał na masie.

Strasznie się cieszę.

W weekend miałam zajęcia, od 8 do prawie 21 – zgroza

i go nie widziałam.
Dziś też jeszcze nie i troszkę mnie to niepokoi,
ale mam nadzieję, że na wyrost.
A teraz ciekawostka z zajęć.
Wiecie, że słynna wiagra, to „przypadek przy pracy”.
Jest efektem badań nad lekiem weterynaryjnym.
W trakcie prób na zwierzętach, objawem ubocznym testowanego
leku dla zwierząt, była wzmożona erekcja.
I co, oczywiście firmy farmaceutyczne podłapały to,
wyizolowały czynnik odpowiedzialny za erekcję i powstała wiagra.
Ubawiło mnie to i mam nadzieję, że Was też – panowie łykają
odpad z leku weterynaryjnego hi,hi.

Weekendowe zniszczenia.
Może pamiętacie,
wystawiałam kiedyś takie ceramiczne figurki kotów na bazarkach.
Nie cieszyły się powodzeniem, więc zostały u mnie.
No i już ich nie wystawię, bo zostały po nich tylko skorupki – zleciały
z imperem z szafy. Brrrr

Sprawca – Ivi oczywiście.

Tego samego dnia rozpadły się w kawałeczki – ostatnia figurka Afrykanki
(kupiona specjalnie na bazarek),
ramka ze zdjęciem mojego taty

i doniczka z nowalijkami, którą mama planowała zawieść
na grób taty.

Ot taki bilans strat, gdy nie ma mnie w domy
i dziewczyny robią co chcą.

Bardzo dziękuję za zmianę w BANERKU

