wpisałam się. Nie jestem w stanie pojechać i pomóc przy ograniczeniu kocio-czasowym.
Florek u nas. Wczoraj w nocy go przywieźliśmy. Siedzi a właściwie leży wystrachany w klatce. Ma klosz na łepetynce i tak ma zostać.
Zjadł. Nie skorzystał z kuwety ale znalazłam śliczną kupkę na posłaniu. Zastanowiło mnie dlaczego tak się z niego wysuwa. Zamiast wrzucić do jego kuwetki wywaliłam do sedesu. Zastanawiam się czy nie jest za wysoka dla niego. Kupię dziś blaszkę.
Według mnie powinien zostać jeszcze kilka dni w lecznicy. Nie zrobiono mu dodatkowych badań a takie były zalecenia. Bo w morfologii są złe wyniki wątrobowe. Po powtórce i dalszych przekroczonych wynikach należy podać Ornipural lub inny lek. Na razie to zostawię. Szwy też my będziemy zdejmować więc zostawię mu pobranie na ten moment. W nocy dzwoniłam do lecznicy czy wykastrowany. Brak takiego wpisu w wywiadzie. Ponoć tak tylko doktorek zapomniał. Sprawdzała wetka pod ogonie, miała dopisać i ... zapomniała. Tak to jest z dziczkami.
W historii jest adnotacja o naszej rozmowie telefonicznej gdzie powiedziałam ,że kot nie trafi na ulicę tylko ja go wezmę. Dobrze myślałam,że ze wszystkim czekają na moją deklarację. Inaczej uśpili by go.
Testy ujemne
Wiek około 5 lat.
Łapa, wedle wetki , była tragiczna. Urwana, złamana, wygięta , obrośnięta dzikim mięsem. Zdzierał sobie , to się zabliźniało, znów raził, znów narastało...
W klatce syczał ale wyjęty , na stole, uspokajał się. Wczoraj podobno nawet mruczał i przebierał łapkami wprowadzając w zdziwko obecnych. Czy tak zostanie? Zobaczymy.
Nie przytył ale i nie schudł. Z łapą ważył 3,500 bez łapy 3,410.
Mam gule w gardle gdy o nim myślę.