Chciałbym opowiedzieć o pewnej sprawie, która nas zbulwersowała ...
Kilka dni temu mieszkanka osiedla znalazła w bloku na klatce schodowej chorego kota z biegunką. Zadzwoniła do Straży Miejskiej z prośbą o pomoc. Strażnik nie dość, że nie pomógł, to jeszcze zaproponował, żeby wyrzuciła kota z klatki, bo "kot da sobie radę". Pani jednak postanowiła szukać pomocy gdzie indziej, zadzwoniła do nas, a koleżanka do schroniska (bo nie mogłem się tym sam zająć). Pracownik schroniska zabrał kotkę do lecznicy, niestety, nie udało jej się uratować i wczoraj trzeba ją było poddać eutanazji

Dowiedziałem się w lecznicy, że kotka była oswojona, wiec prawdopodobnie nie była kotem wolno żyjącym, a bezdomnym i musiała chorować dłuższy czas, co najmniej tydzień.
Nas oburzyła oczywiście bezduszna postawa strażnika miejskiego, ale kwestia odpowiedzialności i winy nie jest już tak oczywista. Straż Miejska jako jednostka podlegająca Radzie Miasta, działa na podstawie jej uchwał i zgodnie z wytycznymi urzędników i władz miasta. Dla porównania - gdyby sprawa dotyczyła chorego psa, to Straż zgłosiłaby ten fakt do schroniska. Dlaczego strażnik postąpił tak niehumanitarnie wobec kota ? Winę za taką sytuację ponosi urzędnik, który, tu ciekawostka - jest inspektorem ochrony środowiska i realizuje miejski Program opieki nad zwierzętami bezdomnymi. Jego dotychczasowe działania wskazują jednoznacznie, że jest bardzo nieprzychylnie nastawiony do kotów i zawsze interpretuje przepisy na niekorzyść kotów. Przykład - w całej Polsce bywają koty bezdomne, ale nie w Wejherowie, ponieważ u nas, według tego urzędnika, są tylko koty wolno żyjące ! Takie stanowisko jest oczywiście bardzo wygodne dla miasta, bo kotom bezdomnym, zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt, gmina ma obowiązek zapewnić opiekę w schronisku, co jest kłopotliwe i kosztowne dla miasta. A Wejherowo, dzięki obecnym władzom, jest zadłużone na 40 mln złotych, ale buduje sobie fontanny jak w Wersalu, których utrzymanie kosztuje 1 tys zł dziennie (roczny budżet opieki nad zwierzętami to 135 tys zł). Trzeba więc oszczędzać, a najłatwiej na zwierzętach. Inny przykład - w ub. roku miasto wydało na dokarmianie wszystkich kotów wolno żyjących 1,5 tys zł ... na cały rok ! Od 2 lat wspólnie z dziewczynami z Vivy i opiekunami kotów prosimy o to, aby nie kupować najtańszej, najgorszej karmy, ale do urzędników nie docierają żadne rzeczowe argumenty i jeszcze próbują wprowadzić wszystkich w błąd twierdzeniem, że MUSZĄ kupować najtańszą karmę, bo tak nakazuje im ustawa o zamówieniach publicznych, co jest kolejną błędną interpretacją przepisów. Inne gminy, choćby Gdańsk, wydaje na karmę 100 tys zł rocznie i nie kupuje wcale najtańszej !
Te przykłady pokazują, jak wiele zależy od urzędników. Od ponad 2 lat docierają do nas sygnały od mieszkańców, że Straż Miejska, odmawia pomocy kotom. Sam też kilka razy rozmawiałem ze strażnikami i wiem, że takie dyspozycje i wytyczne dostają właśnie od urzędnika, który jest odpowiedzialny za pomoc zwierzętom.
Zgodnie z art 11 Ustawy o ochronie zwierząt, wszystkie gminy w Polsce zobligowane są do opieki nad kotami wolno żyjącymi oraz do zapewnienia opieki w schronisku kotom bezdomnym. Ustawa jest jednak nieprecyzyjna i w praktyce "opieka" w każdej gminie wygląda inaczej. Jak wygląda ta "opieka" w Wejherowie, widać powyżej
