Stamtąd się wszystko zaczęło.Tzn. dla chorego kociaka spotkanego na urlopie ,pojechałam po antybiotyk z Mrzeżyna do Trzebiatowa ,do weta i przypadkowo wracając do PKS-u trafiłam na stado p.Franciszka.
Wówczas nikt z miau się z tamtej okolicy nie zgłosił

Także to też już przerabiałam Ewa.KM.

I miejscowe, pożal się Boże,fundacyjki i TOZ,który łapał,łapał i w międzyczasie kolejna kotka się rozmnożyła...

TOZ nawet nie miał gdzie przetrzymać kotki po sterylce.
Dobrze,że wówczas pojawiła się zjawka i przetrzymała kotkę w piwnicy.
I zabrała jedno małe kocię- piękną Szylcię,która znalazła u Niej swój DS
