Wczorajsza nocka płynęła spokojnie. Oglądaliśmy jakiś tam film. Pogadaliśmy. Zadzwonił telefon. TOZ. Małe koty są do zabrania. Milczę. Fajne i małe. Milczę .Janusz już wietrząc kłopoty zaczął miny robić. No tak. Wzięłam 3 literki "B", prawie mi
wepchli dwójkę maleńtasów bo wkurzenie na nich zadziałało na TZ jak kopniak , kilka dni temu wzięłam Sonię szylkę... Co tu dużo mówić wkurzyłam się totalnie i powiedziałam co o tym myślę. Odmówiłam. Koty są u kogoś z TOZ-u . Podobno ten ktoś nie może bo ma...psa. Pytam, jaki to problem? Są łazienki, zamykane pokoje... Wyraziłam wielkie
zdziwko,że na 100 osób zapisanych
czepli się mnie. Wyraziłam wielkie
zdziwko, że nikt nie może trzech malców przetrzymać.O mało się nie wygadałam, że maluszki są u mnie tłumacząc o zajętej klatce. Oczywiście wytknęłam to, że z B-etkami obiecali pomoc i wypięli się. Jak zwykle.
Czy mi z tym dobrze? Nie. Poszłam do kuchni zrobić herbatę, bijąc się z myślami. Wróciła Danka i weszła do kuchni.
Daj buzi, powiedziała. Odwróciłam się zdziwiona, że dorosła baba ma takie zachcianki. Zza pazuchy jej kurtki patrzyły na mnie wielkie i wystraszone oczy małej trikolorki.
Zaatakowała ona Dankę podstępem rzucając się spod samochodu w jej ramiona. Brudne, wymemłane i z wielkim brzuchem. Za młoda chyba na ciążę

Janusz raban podniósł mówiąc o
kardziejstwie i takich tam. Jak ta kotka ma dom to ja jestem królowa.
Zaraz do weta jedziemy. Chłopcy, Sonia i nowa.
Jakby co do malce są trzy. Dwa rude i jeden buraś. Jakby ktoś chciał je utulić to proszę o kontakt ze mną. 697-541-709. Mają ponoć dzwonić do Straży dla Zwierząt. To z nimi miasto ma umowę.