z nadzieją hopsnę, bo może jednak jakiś kochający domek, cierpliwy i łaskawy dla kociego zestresowanego nieszczęścia uśmiehnie się i przytuli Igrasię...
Ona tak długo czeka... siedzi za kratkami za niewinność...
a nerwowe siczki - przecież z czasem znikną... wystarczy być dla niej czułym. wystarczy przemawiać ciepło i dać jej czas by przerażenie minęło... a może jakiś inny, wetek pasjonat znajdzie lekarstwo za rok? może ta "choroba" to kwestia kilku miesięcy aklimatyzacji? Przecież musi być gdzieś domek, który może poświęcić jakiś kocyk, kawałek podłogi... który ma panele zamiast dywanów i posłanie, które na początku można przykryć ceratką... to może być jedynym ratunkiem dla Igrasi... Ona nie ma niczego poza kratami...
