koteczekanusi pisze:ASK@ pisze:Rozmawiałam z osobą ,która tam była na interwencji. Która ja zabrała .Ją i jeszcze od innej kotki małe dzieciska.
To znaczy, że matkę owych kociąt tam zostawiono? Albo jakieś inne koty?
Nie, nie zostawiono. Koty są sukcesywnie wyłapywane i wożone na zabiegi. TOZ tym zawiaduje o tyle o ile.Niestety, Otwock ponownie ma umowę podpisaną ze warszawską Strażą dla ziwerząt a oni mają w głebokim poważaniu co tam się dzieje ze zwierzętami.Nie łapią, zwlekają z przyjazdem na zgłoszenie...Jednak miasto zaczęło tam sprzątać na wniosek inspektora TOZ-u.Powstało zagrożenie epidemiologiczne . Sąsiedzi koty tam karmią. Inaczej nie przeżyłyby. A większość kotów jest dzikimi dzikami.
U nas chorób ciąg dalszy. Wczoraj mała pingwinia Lunka przestałą mi sie podobać. Rankiem nie zjadła, jakos tak pyś wykrzywiała a sierść była nastroszona. Po pracy myślałam ,że jednak mam zwidy i chorą wyobraźnię. Choc małą nie zjadła tylko pokłapałą dziobem. Potem bawiła się, jak to ona po swojemu. Ale nie zwidziało sie mi. Janusz pojechał do pracy a ja poszłam żarcie serwować. Lunka ewidentnie źle wygladała. Siersć taka jakbym ja zaczęła pecać tłuszczem. Przy mnie brzydko się załatwiła. Brak temeratury. Chodzi skurczona, przeżuwa jakieś wspomnienie po posiłku. Ledwo tolfę udało się podać bo to straszny histeryk. Tak ryja wywrzaskiwała ,że matka przybiegła z gęgiem i mordem w oczach. Naszykowałam strzykawy k=conwy i polazłam po jakimś czasi karmić dziecko. Lnka, malunia i deczko niezborna jest wielką spryciarą. Jak zobaczyła,że strzykawkę w mej dłoni to spierniczyła w niebyt. Jak odłożyłam zmaterializowała się. I już była moja. Jadła, nie jadła...Ale coś tam spożyła. W nocy też wstawałam ją dokarmiać. Janusz pojedzie dziś z nią i resztą chorutków do weta. Niech dziecko obejrzy. To maleńtas. Masujemy jej tylne nożynki choć trudno z nią się jest dogadać. Ma przykurcz. Taki wypierdek z Lunki jest.
Czy się to kiedyś skończy

Te choróbska
Pamietacie Żuńka?
Jeszcze pamietacie?

Życie ponownie zatoczyło koło.
Dwa lata temu żegnałam się z moim kocim syneczkiem Żukiem.
Słoneczko, upierdliwiec ,śmierdziuch i utrapienie moje.
Żuniu, ciągle pamiętam, kocham, tesknię.
[*]
Przeszedł Kot po Tęczowym Moście
poniósł z sobą okruchy miłości
zostawił lęk i zmęczenie
zabrał zaś Domu wspomnienie
ciepłych rąk dotyk
pieszczot głaskanie
zapach posłanka
i ludzkie kochanie.
Przeszedł Kot po Moście Tęczowym
zostawił nas nie gotowych
na pożegnanie
porzucił choroby i ból
porzucił smutne istnienie
zabrał ze sobą
mego żalu
wspomnienie