Witajcie poniedziałkowo
Szalenie się cieszę, że nasza szósteczka trafiła tak wspaniale - do cierpliwego i ciepłego domku. Witam Państwa na wątku
Przyznam się, że miałam gulę w gardle i po historii z Milą bałam się strasznie tego co zrobimy, jeśli adopcja okaże się nieudana...
To uporowi Marzeni i Renifera zawdzięczamy, że Szóstunia dojechała z nam do Warszawy. Oczywiście olbrzymie ukłony dla Państwa, dla domku Kitki, bo Państwo nas dopingowali, że czekają, są zdecydowani...
Ja już widziałam przed oczami najgorsze scenariusze... Bierzemy dzikawą kotkę, która nie da się oswoić, no dobra nawet dalej nie piszę
Ale już u weterynarza scenariusz zaczął układać się zupełnie inaczej. Kitka po tylu godzinach jazdy była przegrzeczna u weta. Pani doktor zabiła mnie śmiechem na hasło "dziki kot"... Wg. jej definicji to nawet te kotki, które syczały w schronie - są po prostu przestraszone. Dla dzikiego kota człowiek jest wrogiem, on nie może nawet znieść wzroku człowieka. Tak powiedziała Pani doktor... A szósteczka... Pamiętacie wizytę Mili u weta - dzikiego tygrysa. No to Kitka wtuliła mi się tylko pod ramię i pozwoliła na wszystkie operacje, czyszczenie uszek, oczków, osłuchiwanie... Brawo Kicia!
Gratulacje za tak szybką adaptację w domku
To koljeny dowód na to, że schron to nie miejsce dla kota a sam fakt posiadania własnego domku i rąk (nie mówię o kolanach, łóżkach, parapetach, etc.) tylko dla siebie czyni cuda!!!
Ogromnie się cieszę
