Inek niestety ledwo co zapomniał o boacej łapce zranił sobie ucho
Wróciłam wieczorem do domu a Inek ma praktycznie oskalpowane ucho.
Było juz późno a jedyna całodobowa lecznica na drugim końcu miasta. Na szczęście Gem rzucił wszystko i pojechał z nami do lekarza. O mało co jeszcze i ja stałabym sie kolejnym pacjentem w gabinecie weterynaryjnyb, bo jak zaczęli mu czyscic ucho to mi sie normalnie słabo zrobiło
Inek najprawdopodobniej wsadził gdzies to nieszczęsne ucho i nie mogac go wyjac zdarł sobie skóre
Raczej nie zrobił mu tego inny kot bo rana była zbyt wielka.
Nie dośc tego dwa dni później zabiłaby sie talerzem...
skoczył na szafke gdzie stał talerz z pierobami. Niestety skoczył tak niefortunnie, ze talerz jakims cudem odbił sie i jak wystrzelony z wurzutni spadł na podłoge. Między spadającym talezem a podłoga leciał jeszcze inek...Na szczęście Inek odskoczył na bok i nic mu się nie stało.
Przewineło się już kilkadziesią kotów ale nie było jeszcze takiego kota z predyspozycjami do autodestrukcji...
Teraz zaczynam się zastanawiac czy uraz łapy nie był spowodowany jednak tym, że Inek gdzies wsadził ta łapę...
