
Matko kochana! Napiszę Wam... ale chyba nie uwierzycie ( ja bym nie uwierzyła

Po tych telefonach z bzdurnymi pretensjami ( dziś przed południem ) i informacji, że jej mąż już wczoraj wieczór chciał kota nam odwozić

porozmawiałam z moim mężem ( był w pracy ) że jak wróci, to po kota pojedziemy- tylko trzeba adres ustalić... ale kobieta miała wyłączoną komórkę cały czas

Postanowiliśmy próbować jutro ( ewentualnie w poniedziałek- bo może służbowa kom. i wyłącza po pracy itd. ) - zdobyć adres i kota odebrać

Strasznie się denerwowałam i mnie nosiło... i wcale się nie zdziwiłam jak ok. 20.30 zadzwonił telefon i Nowa Pani Rysi


Trzęsłam się z nerwów, ze kotu stało sie coś złego

Domofon po ok. 20 min. i otwieram drzwi... a tam stoi babsko BEZ PRZENOSKI Z KOTEM



Wyszłam na korytarz ( u mnie juz dom "wieczorowy był " ) i pytam co sie stało z kotem



A ta kretynka mi coś zaczyna z uśmiechem chaotycznie tłumaczyć, że jednak sie rozmyślili i kotki nie chcą oddawać





No Ku*wa!!! Myślałam, że ją ze schodów spuszczę



Powiedziałam, że ma natychmiast przynieść kota... na co ona z wielkimi oczami, ze nie wie O CO MI CHODZI i dlaczego jestem agresywna... i żebym ją zrozumiała - ona kota nie odda, bo ją kocha już!!!
Z 5 min. mi tłumaczyła, że jestem rozhisteryzowana i żebym się uspokoiła, że oni się już nie rozmyślą

Powiedziałam, że jeśli w tej chwili nie przyniesie kotki i przenoski, to w poniedziałek przyjadę po nie z policja w ramach interwencji - bo jestem z TOZ-u ( noo skłamałam

Poszła po kota i jak z nią wróciła , to usłyszałam, że jestem bez serca, że ją tak potraktowałam

No to jej jeszcze powiedziałam, żeby szukała kota we własnym zakresie- jeśli chce- bo postaram się, żeby ŻADNA ORGANIZACJA zajmująca się adopcja kotów jej nie potraktowała poważnie.
Wiecie co jest najgorsze??
Że ona w ogóle nie wiedziała O CO MI CHODZI - jej zdaniem wszystko było ok- a to ja jestem wariatką jakąś- tak na mnie patrzyło babsko-
i srał ją pies


Ryśka cała i zdrowa ale wystraszona- ucieka przed ręką

ale do zwierzaków czule podeszła... mam nadzieje, ze gnój jej nie uderzył
- dobrze, że ta nieudana "wycieczka" nie trwała dłużej

Tyle kotów wyadoptowałam ... i nigdy mi sie coś takiego nie zdarzyło-
zrobiła na mnie naprawdę rewelacyjne wrażenie


( ale mojemu mężowi się nie spodobała... miał nosa
