Kocio chyba imienia nie ma - w każdym razie nie padło. Można śmiało wymyślać.
Generalnie on raczej nie był tam podmiotowo traktowany...
Pani właścicielce bardzo zależało, żeby go oddać (nawet się zresztą nie spytała, gdzie jedzie) i zachwalała kotka, jak umiała.
Najbardziej rozbroiło mnie zdanie: "Czysty jest, do kuwety robi. Tylko musi mieć cały czas dostęp do kuwety, bo napaskudzi!"
Zdaje mi się, że pani przerabiała wariant bez stałego dostępu...
Z wizji lokalnej wynika, że to nie byli jacyś ludzie, którzy by się "programowo" znęcali nad zwierzętami. Po prostu ludzie prości, niewykształceni, nie mający o niczym pojęcia i nie mający dla zwierząt ani zainteresowania, ani serca.
Jeśli chodzi o opis plastyczny, to mogę zaoferować krótki, bo widziałam go tylko przez chwilę i prawie po ciemku.
Kocio jest biały, z czarnymi łatami, na grzbiecie ma zdaje się czarne "siodełko", nieduży pyszczek, piękne złote oczy, puchate uszka i ... no cudny jest
