myślę dokładnie tak jak nicia... jeśli ktoś od początku zaznacza, że kot musi być zdrowy, albo że oczekuje tego, i tego i tamtego i że może się zakocha, a może nie... jakoś nie mam serca do ciągnięcia rozmowy... jeśli uda mi się przebić przez pancerzyk i dowiem się dlaczego kot musi być koniecznie zdrowy (bo np. walczyli ponad rok o kocie życie i nie mają już dalej siły na walkę od nowa... jakąkolwiek walkę, bo siły nie ma już tej co dawniej i serce wypalone smutkiem - to rozumiem... potrafię sobie wyobrazić... i wiem że potrzeba czasu wtedy... ). a jeśli miłość ma być warunkowa - nie ma sensu dalej ciągnąć rozmowy...
bo Marusia potrzebuje ciepła, spokoju i zrozumienia... potrzebuje domu bez innych zwierząt i bez małych dzieci z odpowiedzialnym i troskliwym opiekunem, który poda kropelki nawet jeśli marusia go ugryzie czy podrapie (choć z praktyki wiem, że protestuje rzadko i ponieważ ma leki, które jej nie szczypią - nie drapie i nie gryzie... ale nikt nie zagwarantuje, że leczenia nie trzeba będzie kiedyś zmienić czy wrócić do wcześniejszych kropelek...)
Marusię trzeba kochać całościowo i za to śliczne pynio, za mruczenie, za chodzenie jak pies przy nodze i za wskakiwanie na kanapę i pchanie się jak najbliżej do człowieka - jak i za jej temperament, chęć myszkowania po kuchni, za jej biedne oczka i za to podgryzanie jak się dziewczyna wkurzy
hough!