Szylkretka chciała mnie dzisiaj zabić...o mało co zawału nie dostałam...
Zeszłam nakarmić towarzystwo, kiedy zajęłam się Igraszkom maluchy już nie mogły się doczekać az zajrze do nich...Dodam, ze prawie cały dzień spędziły w domu, zaniosłam je dopiero o 19.00
Szylkretka kombinowała jak mogła...skakała po kratkach, krzyczała itp.
W końcu wykombinowała i wsadziła głowę w dziurę między kratkami (wymiary 5x3.5 cm)
Nie mogła jej wyjąć z dodatkowo z boku sterczał jeszcze kawałek grubego druta (takie dodatkowe wzmocnienie na rogach klatki)
Biedna miotała się we wszystkie strony i nic...zaczęła krzyczeć, nie wiedziałam czy coś jej się stało... Chciała przejąć cała w drugą stronę...nie dało się bo była dopiero co po kolacji, brzuch napchany...
Ani w jedną, ani w drugą stronę nie mogła się wydostać...
U mnie jak na złość dziś żadnego chłopa nie było w domu, już miałam dzwonic po straż pożarną
Ale mama wylała na mnie przysłowiowy kubeł zimnej wody i poprosiłyśmy o pomoc sąsiada...przybiegł z różnymi narzędziami trochę upośledził klatkę ale w końcu udało się uwolnić kicię...
Jutro pędze do castoramy po jakieś coś, żeby zabezpieczyć te dziury...bo drugiej takiej sytuacji już bym chyba nie przeżyła...
Ciągle jeszcze mi się ręce trzęsą...
Na koniec jeszcze kilka fotek Żelków...
Czarno-biała dostała imię Bianka. Dziś zabrałam ja ze szpitalika, jest słodziutka

jak to żelki... Wreszcie wyszalała się bo w klateczce strasznie ciasno było. W piatek zdjęcie szwów i drugie odrobaczenie.
Szylkretka po drugim odrobaczeniu już w drodze do domu zwymiotowała robalami. Potem jeszcze raz i na koniec była piękna kupa oczywiście pełana robali. Więc szylkretke czeka ta ochydna pasta po raz trzeci.
Bianka nie była tak strasznie zarobaczona jak siostra.