» Nie sie 28, 2005 9:41
Domek tymczasowy na ekstremalną sytuacje juz zostal nam zaoferowany, za co jestem ogromnie, ogromnie wdzięczna. Byłam u bardzo miłej pani, która niedawno straciła swojego ukochanego, starego kota. Pani sie popłakała i narazie się zastanawia. Dziś jeszcze raz do niej zadzwonię.
W nocy próbowałam zapoznac ze soba kocurka z jego nowym małym kolegą. Chłopaki (?) się walili łapkami po głowach, więc ze zdjęć nici. Bury kocurek zaczyna mruczeć już tylko jak się na niego patrzy. Wypręża grzbiecik, kręci kółka i wypina dupeńkę, żeby go tylko pomiziać. Wyciąganie z klatki znosi dzielnie, choć jeszcze niepewnie się czuje. Zaniosłam go dziś w nocy do lecznicy na górę, żeby trochę połaził, no i zapoznał się z moim psem. Mój amstaff się wystraszył i siedział w socjalnym pod stołem, a mały stwierdził, że najfajniej jest siedzieć w zlewie i hipnotyzować się spadającymi z kranu kropelkami.
Z kolei nasz nowy maluszek, jest bardzo przestraszony i troszkę dziki. Da się pogłaskać, ale jest przy tym cały sztywny. Ma około 7 tygodni, jest jasno szary z dużą ilościa białego futerka. Sliczne maleństwo, ale tak wystraszone, że nie chciałam nawet na siłę patrzeć czy to chłopak, czy dziewczyna. Narazie "przełamujemy lody" próbujac trochę na siłe glaskanek. Ten kotek szybko pokochałby człowieka, gdyby miał staly z nim kontakt. W lecznicy jest to niemożliwe, zwłaszcza, ze małe są w szpitalu. A może ktoś chciałby maleńkiego nowego bobaska na oswajanie? Jak dzisiaj się da, to postaram się o fotki.