Myszorek pisze:ja na moje wiewióry wołam , myszko myszko , gady małe poznaja mnie juz po głosie

. Cos się dzieje u mnie z jeżami, pełno padłych jest, cholerka mam nadzieję, że nie wscieklizna. Asia może nie ma innych kociaków, tylko ta , jakis po...eb (sory za slownictwo, ale inaczej nie nazywam takich ludzi) wyrzucił, bo np załapał, że to kociczka jest. Jak Ritunia i Soruś?, Ritka to pewno juz ma wszystko wygojone, nic jej tam nie puściły szwy, ?
"Moje" wiewióry nie przychodzą na wołanie. Jeszcze mnie nie kojarzą. Może nigdy to nie nastąpi. Wczoraj zatkało mnie gdy ręką sięgnęłam do karmnika. Jest dość wysoko więc muszę na szlachetnych paluchach się unosić. Wkładając orzechy zahaczyłam o coś dziwnego. Po wyjęciu tego czegoś okazało się ,że jest to ...puszka po śledziach wędzonych w oleju

Na wpół otwarta. Wieczko do połowy odwinięte ostrymi krawędziami straszyło. Zostawiony uchwyt pewnie miał wspomóc spożywacza w dalszym otwarciu. Stałam i zbierałam wary co mi ze zdziwka opadły. Cyc i tak już miałam nisko. Jakiś pojeb (mam swoje podejrzenia) karmi takim goownem i jeszcze jest pewnie dumny z siebie.
U nas jeży jest coraz mniej. Najpierw było ich pełno. Poznawałam po śmietnisku jakie zostawiały w stołówkach. Niektóre nie bały się wcale i wychodziły jak tylko dania lądowały na talerzach. Od tamtego roku systematycznie zmniejsza się populacja. Z drugiej strony umierają gdy ludzie wysypują sodę czy inne badziewie , chcąc ubić ślimaki. Czytałam,że straszna śmierć ich jest gdy takie osodowane zjedzą. Myślę ,że to działanie człowieka je zabija a nie wścieklizna. Zabieramy im domy.
Jest mniej srok i gawronów. Jaskółek. Wróbli i sikorek też prawie nie widać. Co roku, rano, chmary szpaków obsiadały lipy drąc się niemiłosiernie. W tym jest cisza.
Malusia dziewunia nie trafi do mnie. I dobrze. Dużo nas ciągle. Ledwo ciągniemy fizycznie, psychicznie i finansowo. Ania była u niej. Siedzi w lecznicy czekając na wyniki krwi, odpasienie i kastrację. Potem pojedzie do Promyka. Dała się jej wygłaskać i była mocno zadowolona.
Ritunia , wygląda na to ,że "zagoiła" się.

Choć osłabiony organizm długimi chorobami i rują fluka. Cudem zdobyłam Zylexis. Koszt był zatrważający.

W sobotę otrzymała 3 dawkę. Buja się z katarem ale jakoś ciągnie. Ona ciągle na gerberkach jedzie i mleku. Nie żałuję jej, nigdy. Podstawione różne różności olewa. Ale jest nam ciężko ostatnio wszystko pogodzić . Koty u specjalistów pochłonęły kasy morze. Drugie morze to wykupione recepty. Zamówiłam szczepienia 'po znajomości" bo z nimi też problem. Sorrek, Rita, Lewus, Żwirek ...

A to nie koniec. Sorrek onkolog, Lewus dermatolog, Rita badania i kastracja... Trzeba jej powtórzyć echo. Zamówiłam dziś 2 opakowania mleka i torbę żwiru. A i gerberki nam się kończą.
A gdzie reszta?
Adopcje stoją. Nawet jak są telefony to wprost powalają swoimi mądrościami. Ucinam rozmowy na temat siatek i innych rzeczy. Jest w ogłoszeniu informacja wiec nie mamy o czym dyskutować. Nie będę kopać się z koniem.
Biegły nie odpuszcza. Trzepie nas z upodobaniem psując nerwy i zabierając czas. Dziś uzgadniałam kilka lat wkładów. To taki "smaczek" księgowy o którym dopiero się dowiedziałam. Poprzedniczka nie raczyła tego robić. A mnie nikt nie uczył. Przyznam ,że przerażenie mnie wzięło bo dopiero przejęłam wszystko. Miało być na chwilę a jest "na zawsze".
Niedziela mi umknęła. Nie wiem na czym. Spałam i gotowałam. Dziś pomyłam rano podłogi nie mogąc spać. W domu panuje pewien artystyczny rozgardiasz.
Sorrunio jak zwykle ściąga ścierkę zerkając na mnie zalotnie. Chuliganek malutki. Potrafi mnie ucapić gdy leki zapodaję.
Prawus zapitolił 3 saszetki z niedomkniętego pudła i było zbiorowe gardłowstąpienie i rozwłóczenie. Po wczorajszych nerach Lewusa podłoga do szorowania druciakiem.
Lewusek umyka mi jak młoda dziewica gdy tylko wyczuje podawanie tabsów. Nosio deczko mu zmalał ale to jeszcze nie to.
