To jest tak - bardzo wiele zależy od podejścia rodziców, ale np. młodociany, żywiołowy kot i maluch to też gotowy przepis na katastrofę. Nie zapomnę, jak kumpel do mnie napisał, że spodobały mu się dwa koty, które mieliśmy w Chatce i że chciałby je dać żonie na rocznicę ślubu

. Bo one są jasne, jak ich wypoczynek, a ich syn już ma 2 latka więc jest dość duży na koty w domu.

. Jakby nie to, że znam ich osobiście i wiem, że to kociarze miałabym potężne wątpliwości. Ale oni po porzednich kotach (jeden zszedł na raka, drugi niewiele później na FIPa) jeszcze mieli mieszkanie zabezpieczone, oboje kochają koty a i synek od zawsze był delikatny no i wiadomo było, że koty będą miały z nimi dobrze

. No i koty były odpowiednie dla nich - proludzkie, przytulaste i - jak się okazało - lubiące dzieci. Toffinka wskakiwała na wózek spacerowy a Jędruś ją woził po mieszkaniu. A Toffi przyłaził się przytulać do małego, prosząc o przytulanie i mizianki - a dzięki nadzorowi rodziców nie zrobił żadnemu z nich nawet najmniejszej krzywdy. Oba (jako Rudy i Biała) żyją sobie spokojnie i radośnie do dziś, i jedynym zmartwieniem było to, że musiały przejść na dietę, bo za dużo dobrego jedzonka sprawiło, że się zaokrągliły nieco za bardzo

.