jaaana pisze:...
Jeden tymczas dla kogoś, kto jest dt po raz pierwszy, to cholerny stres. Tyle pamiętam.
Nie podoba mi się ta ulotka.
Nie podoba i już.
Fajnie, że masz możliwość mieć 20 tymczasów.
Ale nie skłaniaj, by ktoś upychał kota w spiżarce.
Edit:
Podobałoby mi się, gdyby tekst był taki:
Jeżeli masz dość samozaparcia, by zmierzyć się z.... i tu wypisane problemy
To gwarantujemy ci satysfakcję z .... i tu radości
Pomożemy w....
Z całym szacunkiem, jaaana. Ja też pamiętam mój pierwszy tymczas i rzeczywiście był to ogromny stres (tym bardziej, że był to tymczas "głębokowodny"). No i co z tego, że to był stres? no był i wybył. to jest jakaś szczególna trauma życiowa, żeby traktować to w kategoriach martyrologii?
Po drugie, przeczytałam dyskusję, przeczytałam też ulotkę będącą przedmiotem sporu. Nie widzę w niej nic złego, przekłamanego, czy beztroskiego.
Uważam, że wyszłaś z błędnego, bo niczym nieumotywowanego założenia, że chętnych do tymczasowania nikt nie uświadomi, tylko radośnie wepchnie kota do domu. A skąd to przekonanie? Gdzieś są na to dowody? Jeśli tak, to poproszę.
jaaana pisze:Wkurzyła/zniesmaczyła mnie ulotka. Uważam, tak, jak napisałam w wątku wnerwionych, że nie jest uczciwym stawianiem sprawy tymczasowania.
Bo ktoś, zachęcony, zgłosi sie jako nowy DT. I co? W trakcie rozmowy przedstawione zostaną problemy? Nie. Ktoś zaocznie, ma podstawie ulotek, maili itp podejmie decyzję. W osobistej rozmowie wycofać się jest niezręcznie. No bo jak? Chciałam, a jak usłyszę, że kot rzyga, to się wycofam? Wstyd.
To znane zjawisko, na którym bazuje większość reklamodawców.
(....)
Tymczasowanie dla początkujących na pewno nie jest proste i nie można go przedstawiać wyłącznie w różowych barwach.
Kolejne z kosmosu wzięte założenie, że chętny do tymczasowania nie potrafi samodzielnie oceniać sytuacji i ma tak znaczny deficyt odwagi cywilnej, że ze wstydu się nie wycofa nawet, jeśli czuje, że coś go przerasta. A skąd to przekonanie? Tego też chętnie bym się dowiedziała, jeśli to nie sekret.
Reasumując, uważam, że racjonalniej (i bardziej elegancko) byłoby najpierw zapytać o kwestie budzące wątpliwości, poczekać na odpowiedź, a dopiero potem wyrokować, komentować i oceniać jakość działalności konkretnej osoby/fundacji. W przypadku działania w odwrotnej kolejności, ryzyko narażenia się na śmieszność jest stosunkowo wysokie.