Uff, uff, uff - i wcale nie robię za ciuchcię!!!
Wg weta z brzuszkiem już lepiej, opuchlizna się zmniejsza, odruch bólowy Melissy już także zdecydowanie mniej wyraźny, temperatura normalna. Dzisiaj kolejny antybiotyk poszedł, w środę będzie ostatni. Jeśli wszystko będzie zmierzało już ku dobremu, pod koniec miesiąca się szczepimy!!!
I najlepsza dla mnie dzisiaj wiadomość - FIV/FeLV ujemny!!!!!

Strasznie się bałam wyników testów, bo to przecież bezdomniaczek, wszystko się mogło w międzyczasie przyplątać

. Tak mi ulżyło w lecznicy, że huk kamienia chyba w centrum było słychać

. A ta grzeczna, total spokojna Melissa tak zawalczyła przy pobraniu tej kropli krwi, że gabinet wyglądał jak rzeźnia...

- moje ręce we krwi, fartuch weta we krwi, cały stół, ściana... Total horror

. Mój TŻ stwierdził, że to przez zaskoczenie - nikt jej w zasadzie mocno nie trzymał, bo to taki spokojny kot, a ona po wbiciu igły tak się dziko zaczęła miotać, że zanim ją unieruchomiliśmy w szoku, krew z igły spryskała wszystko... Obłęd po prostu. Wet powiedział, że ma nauczkę na przyszłość - przytrzymywać dobrze każdego kota, niezależnie od oceny charakteru...
Po dyskusji w gabinecie odnośnie stanu Melissy stwierdziliśmy, że wprowadzamy Feliwaya. Ona przesypia praktycznie całą dobę, wykazuje zerową aktywność, wydaje się być bardzo smutna, maleńko je, załatwia się tylko w nocy - a fizycznie praktycznie jest już prawie całkowicie zdrowa. Więc to chyba ze stresu, smutku rozstania z poprzednim towarzyszem (dzieckiem?), może także w ogóle braku kociego towarzystwa? Jutro może spróbujemy zetknąć Melissę powoli z naszym zwierzyńcem, dzisiaj po stresie lecznicowym już odpuścimy. Może kontakt z innymi kotami pomoże? Obawiam się tylko reakcji naszej Majorki na nową koleżankę i reakcji Melissy na naszą Maltę...

Ta koteczka chyba nie kojarzy psów specjalnie dobrze - dla bezdomniaczków pies to zazwyczaj synonim zagrożenia

. Na początek wpuścimy do Melissy Murka - zobaczymy, jak to się będzie rozwijało...
